10 lat później
Nic nie trwa wiecznie. Zauroczenie, miłość to tylko uczucia, które z czasem przemijają. Nie ma co się temu opierać bo sprawi to tylko więcej bólu. Trzeba zacisnąć zęby i iść dalej tak jakby ostatnie tygodnie, albo nawet i miesiące nie istniały. Podobno.
Tak było z moją miłością do Leona. Teraz jak to wspominam, chce mi się śmiać. Nasz związek nie mógł prawa przetrwać. Jakbym nie była tak zaślepiona jego wyglądem, zobaczyłabym to odrazu i oszczędziłabym sobie cierpienia. Może i zmieniłam się, kiedy zaczęłam się z nim spotykać, ale po pewnym czasie stara osobowość wyszła ze mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Wróciłam do wszystkiego. Alkohol, imprezy znowu stały się częścią mojego życia. Były dla mnie ważniejsze niż mój chłopak, który próbował mnie od tego wszystkiego odciągnąć. Boże… byłam taka głupia…
Często wracam do tego myślami. Mimo, że minęło dziesięć lat cały czas to boli i nie mogę zapełnić pustki w sercu. Nie dziwię mu się, że mnie zostawił, bo nie miał siły już się więcej ze mną użerać. Byłam okropna dla niego i dla jego rodziców. Cała trójka była dla mnie taka dobra. Był moment w moim życiu, że naprawdę chciałam się zmienić. Nie wyszło. Teraz nie chce mieć nic wspólnego ze starą Violettą. Została mi po niej jedynie pamięć, którą nieustannie próbuję wymazać.
***
Po wymianie wróciłam do domu, do Buenos Aires. Poszłam na studia i mniej więcej w ich połowie dotarło do mnie, że to co robię jest po prostu żałosne. Znowu zmieniłam się. Ironia losu? Jak najbardziej. Straciłam miłość mojego życia przez kaprys, który nie trwał dłużej niż dwa lata. Jednakże staram się pójść na przód co całkiem mi wychodzi. Założyłam własną firmę, która zajmuję się organizacją ślubów i wesel. Nie ma żadnego mężczyzny u mojego boku, co czasem jest dołujące w tej branży.
Idę właśnie na spotkanie z nowymi klientami. Lubię wszystkim zajmować się sama dlatego moja firma nie jest zbyt duża. Większość rzeczy załatwiam ja. Mam tylko kilku zaufanych pomocników, na których wiem, że zawsze mogę liczyć.
Weszłam do restauracji rozglądając się za osobami, z którymi mam się spotkać. Była to mała, klimatyczna knajpka, więc nie było to trudne.
-Dzień dobry.- powiedziałam dochodząc do stolika. Nie byłam pewna, czy to moja klientka, bo miałam spotkać się z dwoma osobami, a przy stoliku siedzi tylko kobieta, ale dałabym sobie głowę urwać, że to ona. - Czy to pani była ze ną umówiona na spotkanie w sprawie organizacji ślubu?
- Tak to ja. Nazywam się Camila Perre. Miło mi panią poznać. - A jednak moja kobieca intuicja się nigdy nie myli.
- Violetta Castillo. - przedstawiłam się i podałam jej rękę. - Przyjemność po mojej stronie. Kobieta była ładną, średniego wzrostu blondynką. Była bardzo zgrabna, co było widać dzięki sukience, która idealnie na niej leżała. - Czy nie miałyśmy spotkać się także z pani narzeczonym?
- Tak. Niestety wypadło mu coś w pracy. Niewykluczone, że jeszcze zdąży na dzisiejsze spotkanie, ale w jego pracy nigdy nic nie wiadomo. Jest bardo zapracowany, co czasem doprowadza mnie do szaleństwa, ale mimo to bardzo go kocham. - Uwielbiam jak ludzie opowiadają mi swoje historie i widzę to szczęście w ich czach. Dlatego właśnie kocham tę pracę. Ludzie cały czas chodzą uśmiechnięci, a moim zadniem jest to, żeby żaden stres związany z organizacją ślubu tego nie zepsuł.
- Wszystkie szczegóły takie jak data, czy adres dostałam już od pani na maila. Teraz chciałabym, aby opowiedziała mi pani jak wyobraża sobie pani ten wyjątkowy dzień.
- A więc na pewno chciałabym, aby wszystko było zrobione, elegancko i z klasą. - I tak właśnie upłynęła nam kolejna godzina. Mam już podstawy, na których mogę pracować. Chociaż nie ukrywam, że chciałabym poznać także punkt widzenia pana młodego, bo on jest niemniej ważny niż jego narzeczonej. Po paru latach w tym biznesie wiem, że mężczyźni też mają swoje wyobrażenie o tym ważnym dniu, a często zostaje ono zdominowane przez zachcianki ich przyszłych żon.
- Znam już pani wizję na wszystko. Teraz postaram się jak najtrafniej przygotować propozycję i na następnym spotkaniu weźmiemy się do dalszej pracy.
- Dziękuję bardzo. Wydaję mi się, że dobrze się dogadamy. - Naprawdę dobrze rozmawiało mi się z kobietom.
- Również myślę, że nasza współpraca będzie owocna.
- Szkoda tylko, że nie mogło być tu mojego narzeczonego. No ale nic… następnym razem. Dowidzenia . - powiedziała blondynka i podała mi rękę na pożegnanie.
- Dowidzenia - uścisnęłam jej dłoń uśmiechnęłam się pogodnie. Klientka odeszła od stolika a ja natomiast wróciłam do mojej kawy, której jeszcze nie zdążyłam dopić przez zapisywanie co chwile nowych rzeczy w moim notatniku. Nie chcę, aby umknął mi jakikolwiek szczegół.
Posiedziałam jeszcze chwile i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Usłyszałam dźwięk wydobywający się z mojej torebki, a dokładniej telefonu. Wyciągnęłam go, aby sprawdzić od kogo dostałam smsa. Z nosem w telefonie udałam się do drzwi i już chciałam wyjść, ale się w kimś zderzyłam. Telefon wypadł mi z ręki i z trzaskiem rozbił się o podłogę.
-Przepraszam - wybełkotałam i schyliłam się po telefon.
-Nic pani nie jest? - poczułam rękę mężczyzny na swoich plecach. Ale nie to było ważne. Wszędzie rozpoznałabym ten głos. Głos, który od kilkunastu lat próbowałam wymazać z pamięci. Obróciłam głowę i podniosłam wzrok.
-Leon?
*******************
Nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek pojawi się tutaj jakiś rozdział. Życie jest pełne niespodzianek. Nagle natchnęło mnie i jest. Ja ciągle wchodzę na stare blogi z fanfikami o Violettcie z nadzieją, że jednak ktoś coś jeszcze opublikuje. Niestety większość blogów już nie istnieje, a szkoda. Ja cały czas jestem przywiązana do Violetty i nie zamierzam się z nią rozstawać.
Czy ktoś tu jeszcze w ogóle jest? Proszę jeśli to czytacie i chcecie, abym pisała (nie mog obiecać, że regularnie) to napiszcie coś w komentarzu. Nie chodzi mi o to, że np 10 kom=next jak to kiedyś było. Nie. Po prostu chcę wiedzieć czy dalsze pisanie ma jakikolwiek sens.
Buziaki
Kinga