Rozdział 20. - Dziesięć lat później




10 lat później

Nic nie trwa wiecznie. Zauroczenie, miłość to tylko uczucia, które z czasem przemijają. Nie ma co się temu opierać bo sprawi to tylko więcej bólu. Trzeba zacisnąć zęby i iść dalej tak jakby ostatnie tygodnie, albo nawet i miesiące nie istniały. Podobno.
Tak było z moją miłością do Leona. Teraz jak to wspominam, chce mi się śmiać. Nasz związek nie mógł prawa przetrwać. Jakbym nie była tak zaślepiona jego wyglądem, zobaczyłabym to odrazu i oszczędziłabym sobie cierpienia. Może i zmieniłam się, kiedy zaczęłam się z nim spotykać, ale po pewnym czasie stara osobowość wyszła ze mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Wróciłam do wszystkiego. Alkohol, imprezy znowu stały się częścią mojego życia. Były dla mnie ważniejsze niż mój chłopak, który próbował mnie od tego wszystkiego odciągnąć. Boże… byłam taka głupia…
Często wracam do tego myślami. Mimo, że minęło dziesięć lat cały czas to boli i nie mogę zapełnić pustki w sercu. Nie dziwię mu się, że mnie zostawił, bo nie miał siły już się więcej ze mną użerać. Byłam okropna dla niego i dla jego rodziców. Cała trójka była dla mnie taka dobra. Był moment w moim życiu, że naprawdę chciałam się zmienić. Nie wyszło. Teraz nie chce mieć nic wspólnego ze starą Violettą. Została mi po niej jedynie pamięć, którą nieustannie próbuję wymazać.
***

Po wymianie wróciłam do domu, do Buenos Aires. Poszłam na studia i mniej więcej w ich połowie dotarło do mnie, że to co robię jest po prostu żałosne. Znowu zmieniłam się. Ironia losu? Jak najbardziej. Straciłam miłość mojego życia przez kaprys, który nie trwał dłużej niż dwa lata. Jednakże staram się pójść na przód co całkiem mi wychodzi. Założyłam własną firmę, która zajmuję się organizacją ślubów i wesel. Nie ma żadnego mężczyzny u mojego boku, co czasem jest dołujące w tej branży. 
Idę właśnie na spotkanie z nowymi klientami. Lubię wszystkim zajmować się sama dlatego moja firma nie jest zbyt duża. Większość rzeczy załatwiam ja. Mam tylko kilku zaufanych pomocników, na których wiem, że zawsze mogę liczyć. 
Weszłam do restauracji rozglądając się za osobami, z którymi mam się spotkać. Była to mała, klimatyczna knajpka, więc nie było to trudne. 
-Dzień dobry.- powiedziałam dochodząc do stolika. Nie byłam pewna, czy to moja klientka, bo miałam spotkać się z dwoma osobami, a przy stoliku siedzi tylko kobieta, ale dałabym sobie głowę urwać, że to ona. - Czy to pani była ze ną umówiona na spotkanie w sprawie organizacji ślubu?
- Tak to ja. Nazywam się Camila Perre. Miło mi panią poznać. - A jednak moja kobieca intuicja się nigdy nie myli. 
- Violetta Castillo. - przedstawiłam się i podałam jej rękę. - Przyjemność po mojej stronie. Kobieta była ładną, średniego wzrostu blondynką. Była bardzo zgrabna, co było widać dzięki sukience, która idealnie na niej leżała. - Czy nie miałyśmy spotkać się także z pani narzeczonym?
- Tak. Niestety wypadło mu coś w pracy. Niewykluczone, że jeszcze zdąży na dzisiejsze spotkanie, ale w jego pracy nigdy nic nie wiadomo. Jest bardo zapracowany, co czasem doprowadza mnie do szaleństwa, ale mimo to bardzo go kocham.  - Uwielbiam jak ludzie opowiadają mi swoje historie i widzę to szczęście w ich czach. Dlatego właśnie kocham tę pracę. Ludzie cały czas chodzą uśmiechnięci, a moim zadniem jest to, żeby żaden stres związany z organizacją ślubu tego nie zepsuł. 
- Wszystkie szczegóły takie jak data, czy adres dostałam już od pani na maila. Teraz chciałabym, aby opowiedziała mi pani jak wyobraża sobie pani ten wyjątkowy dzień. 
- A więc na pewno chciałabym, aby wszystko było zrobione, elegancko i z klasą. - I tak właśnie upłynęła nam kolejna godzina. Mam już podstawy, na których mogę pracować. Chociaż nie ukrywam, że chciałabym poznać także punkt widzenia pana młodego, bo on jest niemniej ważny niż jego narzeczonej.  Po paru latach w tym biznesie wiem, że mężczyźni też mają swoje wyobrażenie o tym ważnym dniu, a często zostaje ono zdominowane przez zachcianki ich przyszłych żon. 
- Znam już pani wizję na wszystko. Teraz postaram się jak najtrafniej przygotować propozycję i na następnym spotkaniu weźmiemy się do dalszej pracy. 
- Dziękuję bardzo. Wydaję mi się, że dobrze się dogadamy. - Naprawdę dobrze rozmawiało mi się z kobietom. 
- Również myślę, że nasza współpraca będzie owocna. 
- Szkoda tylko, że nie mogło być tu mojego narzeczonego. No ale nic… następnym razem. Dowidzenia . - powiedziała blondynka i podała mi rękę na pożegnanie. 
- Dowidzenia - uścisnęłam jej dłoń uśmiechnęłam się pogodnie. Klientka odeszła od stolika a ja natomiast wróciłam do mojej kawy, której jeszcze nie zdążyłam dopić przez zapisywanie co chwile nowych rzeczy w moim notatniku. Nie chcę, aby umknął mi jakikolwiek szczegół. 
Posiedziałam jeszcze chwile i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Usłyszałam dźwięk wydobywający się z mojej torebki, a dokładniej telefonu. Wyciągnęłam go, aby sprawdzić od kogo dostałam smsa. Z nosem w telefonie udałam się do drzwi i już chciałam wyjść, ale się w kimś zderzyłam. Telefon wypadł mi z ręki i z trzaskiem rozbił się o podłogę. 
-Przepraszam - wybełkotałam i schyliłam się po telefon.
-Nic pani nie jest? - poczułam rękę mężczyzny na swoich plecach. Ale nie to było ważne. Wszędzie rozpoznałabym ten głos. Głos, który od kilkunastu lat próbowałam wymazać z pamięci. Obróciłam głowę i  podniosłam wzrok.

-Leon?



*******************
Nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek pojawi się tutaj jakiś rozdział. Życie jest pełne niespodzianek. Nagle natchnęło mnie i jest. Ja ciągle wchodzę na stare blogi z fanfikami o Violettcie z nadzieją, że jednak ktoś coś jeszcze opublikuje. Niestety większość blogów już nie istnieje, a szkoda. Ja cały czas jestem przywiązana do Violetty i nie zamierzam się z nią rozstawać. 
Czy ktoś tu jeszcze w ogóle jest? Proszę jeśli to czytacie i chcecie, abym pisała (nie mog obiecać, że regularnie) to napiszcie coś w komentarzu. Nie chodzi mi o to, że np 10 kom=next jak to kiedyś było. Nie. Po prostu chcę wiedzieć czy dalsze pisanie ma jakikolwiek sens. 
Buziaki
Kinga

Rozdział 19. - Jeszcze przyjdzie czas

   





     Obecnie siedzę cały czas w tym samym miejscu i nawet nie ma możliwości, abym wstała gdziekolwiek. No może do łazienki Leon by mnie puścił. Chłopak tak się przejął moją chorobą, co jest bardzo kochane, ale jednocześnie mocno wkurzające. Chciałam wyjść do ogrodu, żeby się chociaż trochę przewietrzyć i rozprostować nogi, ale Leon mi nie pozwolił wychodzić z łóżka. Jestem, więc uwięziona w swoim pokoju.
- Leoś! – Zawołałam go bo już tu dłużej nie wytrzymam.
- Co kochanie?
- Przeleżałam cały dzień. Naprawdę czuję się już lepiej. Muszę wstać z tego łóżka.
- Wolałbym żebyś całkiem wyzdrowiała.
- Ale trzeba zrobić coś na obiad. Ty sobie nie poradzisz. A zresztą potwornie mi się tu samej nudzi.
- Ja sobie nie poradzę? – Oburzył się Leon, lecz po jego tonie głosu można było wywnioskować, że nie obraził się naprawdę, tylko zrobił to na żarty. – Zobaczysz, jeszcze będziesz mnie prosiła, żebym ugotował ci coś. – Westchnęłam tylko, bo moja kolejna próba wstania z łóżka skończyła się niepowodzeniem. – W takim razie ja idę przygotować jedzenie, a ty leżysz i się nie ruszasz. Może ci coś podać?
- Obejdzie się bez.  – Powiedziałam pod nosem i patrzyłam w jeden punkt na ścianie. Wiem zachowuję się jak małe dziecko, ale naprawdę już nie daję rady. Wcześniej nikt się mną tak nie opiekował jak byłam chora i nie jestem do tego przyzwyczajenia.
- Oj Violu, Violu… - Podszedł do mojego łóżka, pochylił się i dał mi buziaka.
- Będziesz chory. – Spojrzałam na niego.
- Mi tam żadne przeziębienie nie straszne.
- Ale i tak możesz się zarazić, a tego nie chcemy.
     No nie powiem zaskoczył mnie posiłek przyrządzony przez Leona. Był naprawdę pyszny. Siedzimy teraz w moim pokoju i rozmawiamy. Nie mamy za bardzo co robić w domu, a na dworze jest piękna pogoda, z której nie możemy skorzystać przez tą wstrętną chorobę. W pewnym momencie Leon kichnął tak głośno, że aż podskoczyłam na łóżku. Jednak na jednym kichnięciu się nie skończyło.
- Acha… Mówiłam, żebyś do mnie nie podchodził cały czas. Teraz oboje jesteśmy chorzy.
- Nie ma tego złego. Teraz przynajmniej możemy poleżeć sobie razem w jednym łóżku i nie wygonisz mnie pod pretekstem zarażenia. – Poruszył śmiesznie brwiami, na co się zaśmiałam. Odkryłam kołdrę z drugiej połowy łóżka, na której nie leżałam i dałam chłopakowi znak, aby położył się obok mnie. – Możemy się teraz nawet spokojnie pocałować, nie martwiąc się zarazkami. – Wybuchłam śmiechem, ponieważ Leon ma bardzo śmieszny głos przy zatkanym nosie. Po chwili się opanowałam i złożyłam na jego ustach słodki pocałunek. Trwało to chwilę zanim się od siebie oderwaliśmy, a zrobiliśmy to tylko dlatego, że usłyszeliśmy dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi wejściowych.
- Jesteśmy. – Był to głos Lisy wchodzącej do domu. – A wy gdzie się podziewacie?
- U Violi w pokoju. – Odkrzyknął jej Leon.
Niedługo potem ujrzeliśmy sylwetki rodziców stojących w progu mojego pokoju.
- Co wy tu robicie? Jest piękna pogoda, a wy pod kołdrą leżycie? – Spytała zdziwiona kobieta.
- Kochanie to chyba my im przeszkodziliśmy w pewnej rzeczy. - Zwrócił się roześmiany Jerry do Lisy. Kobieta popatrzyła na swojego męża z niezrozumieniem, a potem na nas i chyba zrozumiała co miał na myśli bo zrobiła się cala czerwona. 
- Jesteśmy chorzy. - Szybko sprostowałam tę sytuację. - Ja już od rana się nie najlepiej czuję, a Leon w ciągu dnia się ode mnie zaraził. – Może i jest w tym trochę racji, że cała ta sytuacja wyglądała trochę dwuznacznie przez to, że całe nasze ciała były przykryte kołdrą. Tylko nasze głowy wystawały spod mięciutkiego materiału.
     Państwo Verdas wypytywali nas jeszcze o wszystkie szczegóły naszej choroby i oczywiście chcieli zadzwonić po lekarza, ale udało nam się ich odwieść od tego pomysłu. Pytali też czy czegoś potrzebujemy i o inne mnóstwo rzeczy.
- Tylko pamiętajcie dzieci, na wnuki jeszcze przyjdzie czas.
- Dokładnie tak. Ojciec ma rację. Bez szaleństw tu proszę.
Kiedy tylko drzwi od pokoju się zamknęły oboje z Leonem wybuchliśmy śmiechem.
- Słyszałaś? Kiedyś przyjdzie czas na takiego małego Verdaska. – Powiedział z uśmiechem Leon.
- Skąd taka pewność, że w przyszłości nadal będziemy razem i założymy rodzinę? –Spytałam poważnie.
- Po prostu to wiem Violu. I wiem też, że będziemy mieć wspaniałe dzieci, a ty będziesz wspaniałą mamą, a ja najlepszym tatą na świecie. – Odrzekł dumnie Leon patrząc mi głęboko w oczy.

- Może nie zapędzajmy się tak daleko w przyszłość. – Zgasiłam jego zapał.


*****************
Uffff... rodział 7/7 udało mi się!!! Wiem, że dla niektórym napisanie to nie jest żaden wyczyn, ale dla mnie to nie lada osiągnięcie:)
Wiem, że te dwa ostatnie rozdziały nie powalają, ale i tak cieszę się, że są.

Teraz chciałabym wam podziękować za ten wspaniały rok razem na bloggerze. Nie mogę uwierzyć, że piszę to opowiadanie już tak długo i jeszcze się nie poddałam. To wszystko zawdzięczam wam. ;*

Muszę zastanowić się nad kolejnymi rozdziałami, bo nie do końca mam na nie pomysły. Jedynie pojawił mi się w głowie pomysł na zakończenie pewnego etapu tej historii (ale nie martwcie się to będzie po prostu przesunięcie w czasie) i chyba będę ku temu zmierzała. Zaczniemy po prostu drugą część tego opowiadania (która już jest zaczęta XD) już niedługo. Pojawią się jeszcze 2-3 rozdziały z tej części i zacznie się nowa. No chyba, że dostanę olśnienia i będę jednak chciała dłużej pociągnąć tą część. Już całkiem nie wiadomo o co mi chodzi, ale nie ważne. XD

Ps. Dla czytających te wszystkie rozdziały po czasie. One pojawiały się po jednym każdego dnia przez cały tydzień od poniedziałku do niedzieli (tydzień rocznicy bloga). Niestety coś mi się popsuło z datami i wygląda tak jakby 7 rozdziałów pojawiło się jednego dnia.
Ps.2. Ech... coś jest nie tak, bo rozdział 18 pokazuje się po 12 zamiast po 17 przepraszam was za zamieszanie. Postaram sie coś z tym zrobić, ale nie obiecuję, że mi się to uda. Jeśli ktoś miał podobny problem i sobie z nim poradził to bardzo proszę o kontakt.

A więc jeszcze raz wam dziękuję z całego serca i do następnego 
Kinga

Rozdział 17. - Pierwsza randka








     - Ja pomogę sprzątać. - Powiedziałam wstając od stołu po skończonej kolacji.
- Nie ma takiej potrzeby Violu. - Powiedziała spokojnym głosem Lisa i uśmiechnęła się do mnie ciepło. - Leon mi pomoże. A ty idź sobie odpocząć. Ugotowałaś nam naprawdę pyszny posiłek. - Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy słyszałam takie komplementy.
- Ale Leon poszedł oglądać jakiś mecz z tatą. I to naprawdę nie kłopot. - Zaczęłam zbierać brudne talerze.
- No dobrze. A Violu powiedz mi czy coś zmieniło się między tobą, a Leonem? - Po usłyszeniu pytania zatrzymałam się w miejscu i moje wszystkie mięśnie spięły się. Kurde mogę jej powiedzieć? W sumie ona i tak nie może zabronić nam się spotykać.
- No my tak jakby jesteśmy razem. - Powiedziałam szybko i dalej wkładałam naczynia do zmywarki, nie odwracając się w stronę kobiety.
- To świetna wiadomość. - Po głosie można było poznać, że Lisa jest bardzo szczęśliwa. Podeszła i mnie przytuliła. Kiedy się oderwałyśmy, zobaczyłam, ze ma łzy w oczach. - Ale czemu nic nie mówiliście przy kolacji?
- Sama nie wiem. Tak jakoś wyszło.
- Będziesz wspaniałą synową.
- Oj na to chyba trochę za wcześnie. - Zaśmiałyśmy się. - Tak naprawdę jesteśmy parą dopiero jeden dzień. A tak poza tym to skąd wiedziałaś?
- Widziałam jak się zachowujecie względem siebie, a zresztą mam dobrą intuicję.
         Trochę zagadałyśmy się z Lisa, ale postanowiłyśmy sprawdzić co robią nasi mężczyźni, wiec poszłyśmy do salonu, w którym powinni się znajdować i nie myliłyśmy się. Weszłyśmy, a ja od razu usiadłam na kolanach u Leona. On objął mnie i pocałował w czoło. Lisa i Jerry w tym czasie przyglądali nam się. Szczerze mówiąc to Leon się chyba trochę zapomniał, ze sa tu rodzice a oni teoretycznie nic nie wiedza. Już miałam mu cos powiedzieć, ale pierwszy odezwał się Jerry.
- Czy my o czymś nie wiemy? - Chłopak momentalnie się ode mnie odsunął.
- Kto nie wie ten nie wie. Ja tam wiem wszystko. - Uśmiechnęła się do nas Lisa, a potem spojrzała na swojego męża.
- No tak. Jesteśmy razem. - Leon spoglądał to na mnie to na swoich rodziców.
- Wygrałem! - Ucieszył się Jerry, a my spojrzeliśmy na niego niezrozumiale. Tylko Lisa tak jakby wiedziała o czym mówi.
- Oświecisz nas tato?
- A wiec założyliśmy się o to kiedy wreszcie będziecie razem.
- Co?! - powiedzieliśmy na równi z Leonem. Jednak jego rodzicom uśmiech nie schodził z twarzy przez co trudno było się na nich gniewać.
- Jak dawno się założyliście? - Leon wyszedł już z tego całego zdziwienia, natomiast ja cały czas byłam tak jakby z boku oszołomiona.
- Jakoś ze dwa tygodnie po tym, kiedy Violetta do nas przyjechała.
- Ale skąd ten pomysł? - Wreszcie się odezwałam
- Przeczucie - Odpowiedział Jerry.
- I intuicja. - Dodała Lisa.
     Cały wieczór spędziliśmy wszyscy razem w rodzinnej atmosferze. Rodzice poszli już spać, ale ani ja, ani Leon nie byliśmy zmęczeni. Uznaliśmy wiec ze wyjdziemy się przejść. Była prawie północ, ale to nas wcale nie powstrzymało. I szczerze mówiąc jak na angielską pogodę to było naprawdę ciepło. I dobrze bo mam na sobie tylko krótkie spodenki i bluzkę również z krótkim rękawem. Wszystko przez to, ze ten nasz wypad na miasto był bardzo spontaniczny.
- Chodźmy teraz w prawo. Chcę ci cos pokazać. Wcześniej nie było okazji. - Powiedział nagle Leon. Przytaknęłam tylko i kierowałam się w wyznaczonym przez chłopaka kierunku. Szliśmy trzymając się za ręce jeszcze z 15 min i dotarliśmy do wyznaczonego miejsca.
- Zabrałeś mnie na basen? W nocy? - Nie mogłam wyjść z podziwu. Przed nami był dość duży, odkryty, miejski basen. Chociaż musze przyznać ze cała ta okolica jest naprawdę śliczna, a zbiornik z woda świetnie się w nią wpasowuje
- No tak a czemu nie? - Zapytał mnie Leon, zdejmując kolejno buty spodnie i koszulkę. Jego tors nie był niczym okryty, a wszystkie mięśnie były wspaniale widoczne. Automatycznie przygryzłam dolna warge i wpatrywałam się w mojego chłopaka jak w obrazek.
- Rozbierasz się czy mam ci pomoc? - Śmiech Leona ocknął mnie z  rozmyślań.
- Co? Ja nigdzie nie idę. 

- Idziesz, idziesz. - Przysunął się do mnie. - Teraz weź grzecznie ręce do góry. - Zrobiłam to co kazał, cały czas wpatrując się w jego oczy. Byłam jakby zahipnotyzowana. On ściągnął mi bluzkę przez głowę i odrzucił ja na bok, na swoje  ubrania. Po chwili ukucnął przede mną i zaczął odpinać guzik w moich spodenkach. Również mi je ściągnął. Rany chyba jednak przekonał mnie do tego pływania. Wziął mnie na ręce i zaczął biec w stronę basenu.
- Nie! Leon! Nie! - Krzyczałam ale to jednak nic nie dało, ponieważ po chwili poczułam zimna ciecz wokół mojego ciała. Trzymałam się rękami kurczowo Leona, a oczy miałam zamknięte.
- I co? Było tak strasznie? - Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na wszystko dookoła łącznie z chłopakiem.
- Zdecydowanie tak. - On już się ze mnie śmiał.
- Ej! - Walnęłam go w ramie.
- Mogę już cię puścić? - Pokiwałam twierdząco głową i nagle przestalam czuć silne ręce oplatające moje ramiona. - Chodź idziemy pływać. - Już był daleko ode mnie, a ja musiałam go gonić. Na szczęście w pewnym momencie się zatrzymał i udało mi się do niego dopłynąć. Cmoknął mnie w usta, a ja oplotłam go nogami w pasie.
- Czy mam rozumiec, ze to nasza pierwsze randka? Noc w basenie? - Spytałam z uśmiechem na ustach. Leon zamiast mi odpowiedzieć wbił się ustami w moje usta. - Rozumiem, ze mam to wziąć za tak.
   Wyszliśmy z basenu po jakiejś godzinie. Uśmiech schodził mi z twarzy. Cała ta noc jest magiczna. Założyliśmy nasze ubrania, które i tak zaraz będą mokre bo nie mamy czym się wytrzeć ani żadnej bielizny na zmianę.
- Załóż moja bluzę kochanie, bo będzie ci zimno. - Podał mi swoje okrycie, a ja wzięłam je niepewnie.
- Ale wtedy ty zmarzniesz.
- O mnie się nie martw. Zakładaj.
- Dziękuję kochanie. - Dałam mu szybkiego buziaka i założyłam jego bluzę. Teraz mogłam rozkoszować się jego zapachem cały czas. Jaki on jest kochany i opiekuńczy.

******************
 5/7. Strasznie się cieszę.
A i przepraszam, że nie komentowałam ostatnio, ale jak już wcześniej pisałam było u mnie krucho z czasem. W najblizszych dniach wszystko ponadrabiam. 
Kinga:)

Rozdział 16. - Nigdy nie jest za dużo

   








   - Chyba przydałoby się zacząć robić ten obiad. – Westchnęłam. Cały ten czas od naszej rozmowy upłynął nam bardzo miło i szybko. Przegadaliśmy parę ładnych godzin, a później postanowiliśmy obejrzeć film, który właśnie się skończył i na ekranie widniały już tylko napisy końcowe. – Twoi rodzice niedługo wrócą z pracy.
- Ale mi się nie chce… - Chłopak bardziej wtulił się we mnie.
- Nie jęcz tylko wstawaj. Zapomniałeś już, że tak naprawdę powinniśmy siedzieć w szkole, ale Lisa z Jerrym zaczęli już nam wakacje?
- Oj przestań za trzy dni jest zakończenie roku szkolnego, na pewno już nikogo nie ma na lekcjach. – Popatrzyłam na niego spode łba, co podziałało bo od razu wstał z miejsca. – Dobra, dobra robimy jedzenie. – Podniósł ręce do góry i skierował się do kuchni, a ja poszłam od razu za nim.
Leon otworzył lodówkę i bacznie przyglądał się temu co jest w środku. Nagle zamknął drzwi i odwrócił się do mnie przodem.
- Jedyne co tam jest to kurczak i jakieś warzywa. Może pójdę na zakupy?
- O nie. Na pewno nie puszczę cię do sklepu po tym co stało się ostatnio. Nie chcę powtórki z rozrywki. Odsuń się zaraz coś wymyślę. – Podeszłam do lodówki i przyjrzałam się dokładnie jej zawartości. Naprawdę było tam niewiele rzeczy, ale do głowy przyszedł mi świetny pomysł.
- Wiem!  - Ups… krzyknęłam tak głośno, że Leon stojący obok mnie aż podskoczył. – Nie bój się tak. – zaśmiałam się, a on posłał mi skrzywiony uśmiech.
- No co wiesz?
- Zrobimy kurczaka w winie, a do tego sałatkę. Na pewno jest w domu jakieś wino.
- Ciekawe jak ty chcesz to zrobić. Przecież to brzmi jak danie z jakiejś wykwintnej restauracji.
- Zobaczysz, że to nie jest takie trudne na jakie wygląda.
- Tak jasne w programach kulinarnych wszystko wygląda na proste. 

***
      - A nie mówiłam, że damy radę to zrobić. – Powiedziałam patrząc na przepięknie przyrumienionego kurczaka w naczyniu żaroodpornym, które Leon wyjmował z piekarnika.
- No nie spodziewałem się, że z ciebie taka kuchareczka.
- Uwierz mi, że wielu rzeczy o mnie nie wiesz i jeszcze nie raz się mocno zdziwisz. – Wspięłam się lekko na palce i dałam mu całusa i właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kogo to niesie? Czyżby rodzice zapomnieli kluczy? – Odsunęłam się od mojego chłopaka. Jeju jak to cudownie brzmi ‘chłopak’ i popędziłam w stronę drzwi.
- Dzień dobry. Pizza do pana Leona Verdasa. – Pizza? No nie powiem lekko się zdziwiłam i byłam zdezorientowana. Po co on do cholery zamawiał pizzę.
- Proszę chwilkę poczekać. – Uśmiechnęłam się do dostawcy. – Leon! Chodź tu natychmiast! – Po chwili usłyszałam jego kroki.
- Czemu się tak… o szlag. – Momentalnie mina mu zrzedła. Włożył rękę do kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich jeden banknot, który podał panu od pizzy, a ten natomiast oddał mu kwadratowy karton z jedzeniem. Ja stałam z boku i bacznie się im przyglądałam.
- Do widzenia.
- Do widzenia. – Odpowiedzieliśmy chórkiem z Leonem. Zamknęłam za panem drzwi i już myślałam o tym co powiem chłopakowi stojącemu za mną.
- Ty naprawdę myślałeś, że gotuję aż tak źle, że nawet zamówiłeś sobie pizzę, żeby nie umrzeć z głodu? – Wybuchłam śmiechem, ale mężczyzna nadal miał minę jakby się mnie bał. To sprawiało, że wcale nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Nie Violu. To nie tak jak myślisz.
- Ale nie tłumacz się. Przecież nie jestem na ciebie zła. Zresztą wiesz, pizzy nigdy nie jest za dużo. – Wykorzystałam chwilę oszołomienia chłopaka i zabrałam mu karton z jedzeniem. Pobiegłam szybko do salonu, a on zaraz za mną.
- Ej. To moje.
- Chyba podzielisz się ze mną Leonku. – Uśmiechnęłam się do niego słodko i zrobiłam maślane oczka.
- Och… no dobrze. – Zgodził się niechętnie. Choć ja wiedziałam, ze tylko udaje.

    Kiedy kończyliśmy jeść zamówiony przez Leona posiłek, usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Nie chciało nam się ruszać z miejsc, więc zostaliśmy tam gdzie siedzieliśmy i czekaliśmy na państwo Verdas.
- Cześć dzieci. – Powiedzieli wchodząc do salonu.
- Cześć.
- O widzę, że przygotowaliście ten pyszny obiad, ale dla nas nic nie zostało. – Powiedział Jerry patrząc na puste pudełko. Momentalnie spojrzeliśmy na siebie z Leonem i zaczęliśmy się śmiać.
- O co wam chodzi? – Spytała Lisa po dobrych kilku minutach.
- Zapomnieliśmy o pieczeni. – odpowiedziałam przez śmiech. Zauważyłam w oczach kobiety lekkie przerażenie i od razu wiedziałam co jej chodzi po głowie. – Ale spokojnie, jest wyjęta z piekarnika. – Uspokoiłam Lisę.
     Usiedliśmy wszyscy przy stole w kuchni rozkoszując się wyśmienitym smakiem kurczaka, którego udało nam się przyrządzić z Leonem.
- No powiem wam dzieciaki, że naprawdę się tego nie spodziewaliśmy z tatą. – Widać było po Lisie, że jest pełna zachwytu.
- Tak, nigdy nie jadłem czegoś takiego. Po prostu bomba.
- To wszystko zasługa Violi. To ona wszystko zrobiła.  – Chwalił mnie Leon.
- Bez ciebie bym sobie nie poradziła. – Chłopak uśmiechnął się dumnie. – Naprawdę wspaniale wyjmujesz kurczaka z piekarnika. Nikt nie może się z tobą równać. – Wszyscy wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem.
- No dobrze, a poza tym co dzisiaj robiliście? Działało się coś ciekawego? – Zaczął nowy temat Jerry.
- Raczej nie. Wszystko po staremu. – Odpowiedział szybko chłopak za nas oboje, co mnie troszeczkę zdziwiło. Niby nie rozmawialiśmy o tym wcześniej, a jesteśmy razem dopiero jeden dzień, ale myślałam, że powiemy jego rodzicom o naszym związku.
- Myślałaś Violu, żeby zająć się gotowaniem na poważnie? - Spytała mama Leona. 
- Nie myślałam jeszcze o przyszłości. - Odpowiedziałam krótko i wróciłam do jedzenia. Nie lubię rozmawiać o przyszłości. Nie mam kompletnie pomysłu na siebie, a większość ludzi w moim wieku ma już wszystko zaplanowane, a ja jestem z kropce. Weźmy na przykład takiego Leona. Nie rozmawiałam z nim nigdy o jego planach, ale jestem pewna, że ma coś w zanadrzu.



******************
Nie jestem za bardzo zadowolona z tego rozdziału bo prawie nic się nie dzieję, ale chociaż jest. 4/7 jeszcze tylko 3, a najgorsze jest to, że nie mam ich napisanych XD. Co prawda 17 jest zaczęt no ale i tak mam mnóstwo pracy. Myślałam, że w tygodniu będę miała trochę więcej czasu na pisanie, ale tak nie było. Damy radę i dobrniemy do końca tego tygodnia. 

Kinga:)

Rozdział 15. - Głupek

   









   A więc to wszystko tak. Może mu jednak trochę na mnie zależy. Nie. Nawet nie mogę tak myśleć bo narobię sobie nadziei i znowu to wszystko mnie przytłoczy, a do tego nie mogę dopuścić. Postanowiłam przestać się ukrywać i weszłam do kuchni.
- Dzień dobry. - Kiedy weszłam, oboje momentalnie ucichli. Nie mogłam dać po sobie poznać, że słyszałam ich rozmowę, więc bez zbędnego gadania usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam konsumować posiłek przyrządzony przez rodziców.
- Dzień dobry. Wyspałaś się? - Pokiwałam twierdząco głową nadal jedząc pyszną kanapkę.
Po chwili usłyszałam kroki i głos Leona. No to pięknie. Miałam nadzieję, że uda mi się skończyć śniadanie zanim on tu zejdzie i uniknę tej niezręcznej sytuacji, w szczególności przy Lisie i Jerrym.
- Dzień dobry. - Jeju wyglądał jak siedem nieszczęść. Kiedy zastałam go przed moimi drzwiami nie zwróciłam na to większej uwagi, ale teraz widzę to bardzo dobrze. Potargane włosy, wymięta koszulka i zmęczenie w oczach.
Usiadł na swoim miejscu, a Lisa patrzyła się na niego z politowaniem w oczach.
- Co się stało synku?
- Tylko się nie wyspałem, ale to nic. Nie martwcie się o mnie.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, żebyś szedł dziś do szkoły. - W tej sprawie głos zabrał Jerry. - My odwieziemy Violettę po drodze do pracy, a ty się prześpisz i odpoczniesz bo naprawdę dobrze nie wyglądasz. W końcu do wakacji zostało już tylko parę dni i nic wielkiego się nie stanie jak nie pojawisz się dzisiaj na lekcjach.
- A może Violetta też niech zostanie w domu. – Nie, nie i nie. Niech sobie nie myśli, że ta noc zmieniła cokolwiek.
- W sumie… - Zaczęła zastanawiać się Lisa. – Do wakacji naprawdę zostało już niewiele, na większości przedmiotów pewnie też nic nie robicie, więc czemu nie. – Coś czuję, że ona zrobiła to specjalnie, żebyśmy mogli wyjaśnić sobie wszystko z Leonem. Może to i dobrze. Choć nadal mam do tego mieszane uczucia, ale chyba trzeba spróbować. Jakie to dziwne, że moje zdanie zmieniło się diametralnie w ciągu jednej minuty. No cóż, kobieta zmienną jest.
- Więc postanowione. My już idziemy, a jak wrócimy chcemy mieć gotowy pyszny obiad. – Zaśmiał się mężczyzna.

***
     - Musimy sobie chyba wyjaśnić parę rzeczy, nieprawdaż? – Powiedział poważnym głosem Leon, patrzą się prosto w moje oczy. Staliśmy naprzeciwko siebie przed samymi drzwiami, ponieważ żegnaliśmy się z rodzicami, którzy właśnie wyszli do pracy.
- Chyba powinniśmy. – Niepewny głosem odpowiedziałam na jego pytanie. Sama nie wiedziałam czego mogę spodziewać się po tej rozmowie. Nasze relacje już raczej gorsze być nie mogą.
Poszliśmy do salonu. Ja usiadłam na kanapie, natomiast Leon na fotelu tak, że byliśmy na wprost siebie. Czułam się przy nim po prostu mała. Moja cała pewność siebie, którą przywiozłam z Buenos Aires nagle wyparowała. Nie miałam zielonego pojęcia czego oczekuje ode mnie Leon.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej, że coś do mnie czujesz? – Trochę mnie zamurowało bo nie sądziłam, że aż tak szybko mnie przejrzał, a co najważniejsze, że spyta o to tak prosto z mostu i od razu.
- Nie wiem, może dlatego, że się bałam twojej reakcji, w końcu jakby na to nie patrzeć to jestem twoją ‘’młodszą siostrzyczką’’. – Mówiąc to pokazałam palcami tak zwany cudzysłów.
- Już dawno przestałem traktować cię jak zwykłą dziewczynę, a tym bardziej jak siostrę, którą tak naprawdę nie jesteś.  Nie zauważyłaś tego?
- Ale sam powiedziałeś, że dla ciebie to była tylko zabawa. Ta nasza gra. – Chłopak cały czas patrzył w moje oczy, a tym samym ja wpatrywałam się w jego i to mogłabym robić przez całe życie bez końca.
- A co miałem powiedzieć? Nie miałem pojęcia, ze być może dla ciebie znaczy to coś więcej. Dopiero po tym jak na to zareagowałaś domyśliłem się, że coś jest nie w porządku, ale nawet nie dałaś mi dojść o słowa.  – Teraz to czuję się trochę głupio.
- I co ja mam ci teraz po tym wszystkim powiedzieć Leon?
- Najlepiej prawdę. Chcę wiedzieć wszystko. Wyznaj mi teraz, w tym momencie to co do mnie czujesz.
- Okej raz kozia śmierć. Kocham cię Leon. Na początku, kiedy ta nasza zabawa, to całe uwodzenie siebie nawzajem się zaczęło traktowałam to tylko i wyłącznie jako rozrywkę, ale z czasem zaczęłam sobie uświadamiać, że wspierasz mnie, pomagasz i jesteś dla mnie oparciem we wszystkich sprawach nawet tych błahych, które większość ludzi by olała. Chociaż wiem, że ty pewnie traktujesz mnie jak zwykłą smarkulę… - W tym właśnie momencie Leon wstał ze swojego dotychczasowego miejsca i zamknął mi usta pocałunkiem. Było całkiem inaczej niż wcześniej. Ta chwila była magiczna. Nie chciałam, aby się kiedykolwiek skończyła. Jednak po chwili chłopak oderwał się od moich ust i usiadł koło mnie na kanapie. Złapał moją twarz w swoje ręce i patrzył mi się prosto w oczy.
- Jesteś wyjątkowa i niech nawet przez myśl ci nie przejdzie, że jest inaczej. Ja też cię kocham Violu. – Czy ja śnię? Czy Leon Verdas naprawdę powiedział, że mnie kocha?
- W takim razie czemu powiedziałeś, że to była tylko zabawa?
- Z dokładnie takiego samego powodu jak ty. Stchórzyłem. Bałem się po prostu twojej reakcji. Sprawiałaś wrażenie całkiem innej niż jesteś w rzeczywistości i nie chciałem, żebyś wiedziała, że tak bardzo się w to zaangażowałem.
- Może nie wracajmy już więcej do tej durnej gry. Co ty na to?  - Mam ochotę tylko o niej zapomnieć.
- Ale do widoku ciebie w samej bieliźnie chętnie bym wrócił. – Poruszył zabawnie brwiami na co się zaśmiałam, a on dostał ode mnie kuksańca w bok.
- Głupek.
- To co spróbujemy? – Spytał z nadzieją.
- Spróbujemy.



**************
No to praktycznie połowa naszego tygodnia. Rozdział 3/7. 
Wreszcie nasza kochana Leonetta jest razem. 
Zapraszam jutro na kolejny rozdział;)

Kinga

Rozdział 14. - Całą noc

  







   - Ty pierwszy. – Powiedziałam szybko. Wolę znać jego punkt widzenia na to wszystko zanim wygłupię się i powiem dwa słowa za dużo.
- Okej. Jeśli chcesz znać prawdę to ją dostaniesz. Dla mnie to była tylko i wyłącznie zabawa. Czysta przyjemność. Zresztą jeśli przed tobą stoi prawie naga dziewczyna, w szczególności taka jak ty to naprawdę nie da się powstrzymać. Musiałbym być chyba gejem, żeby przejść koło ciebie obojętnie. – Jego słowa sprawiają, że chce zapaść się pod ziemię w tym właśnie momencie. Nie powiem jego słowa zabolały mnie bo czuję do niego coś więcej, ale z drugiej strony przyznał, że jestem ładna prawda? – A dla ciebie? Czym to wszystko było dla ciebie?
- Tylko zabawa, nic nieznacząca zabawa. – Powiedziałam jednym tchem. – Przepraszam, boli mnie głowa, pójdę się położyć. – Czułam jak w moich oczach zaczynają zbierać się łzy, a nie mogłam pokazać tego Leonowi. Czym prędzej wzięłam swoją torebkę i wyszłam z salonu. Po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Zamknęłam drzwi i osunęłam się po ścianie tak, że znalazłam się na podłodze. Schowałam moją twarz w dłonie, podkuliłam kolana i zaczęłam płakać. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie mogę być na niego zła, ani się wściekać, bo on nie wie nic o tym co ja do niego czuję. Przecież nie powiem mu teraz, że się w nim zakochałam po tym co przed chwilą od niego usłyszałam.
      Po paru godzinach spędzonych w samotności zdecydowałam, że czas się ogarnąć i wyjść do ludzi. Co prawda jest już dość późno, a jutro szkoła, ale nie martwcie się nie będę balować. Przejdę się tylko na spacer do parku. Zeszłam po schodach, a na dole w jadalni natknęłam się na Leona jedzącego kanapki. Pięknie jeszcze jego było mi trzeba. Mam ochotę od niego odpocząć. Na szczęście został jeszcze tylko tydzień szkoły i rozpoczynają się wakacje. W tedy nie będę musiała widywać go tak często jak teraz. Całe dnie będę mogła przesiadywać poza domem. Po co ja się pchałam na tą głupią wymianę. W pewnym sensie zostałam do niej zmuszona, ale mogłam postawić na swoim i zostać w domu. Teraz muszę się jakoś przemęczyć. Został mi miesiąc i na dzień dzisiejszy nie zamierzam jej przedłużać.
- Zjesz ze mną? – Spytał się łagodnym głosem. Teraz muszę udawać, że wszystko jest dobrze. Po prostu świetnie. Dlaczego los musiał mnie tak pokarać.
- Nie dzięki. Idę się przejść. – Uśmiechnęłam się do niego i szybko poszłam w stronę drzwi.
- Poczekaj! Idę z tobą. – Jeszcze czego.
- Wiesz wolałabym sama. – Cały czas na mojej twarzy gościł udawany uśmiech.
- Ale ja cię samej nie puszczę o te godzinie. Nawet nie ma mowy. – Teraz to taki opiekuńczy tak? I co ja mam teraz zrobić?
- Nie jestem już małą dziewczynką, nie musisz się mną opiekować dwadzieścia cztery godziny na dobę!
- Ale ja nie chcę, żeby ci się coś stało! Nie rozumiesz tego? – Oboje podnieśliśmy na siebie głosy i już wiem, że ta kłótnia nie skończy się dobrze.
- Teraz zrobiłeś się taki opiekuńczy, kochany i troskliwy tak!? A nie pomyślałeś o tym wcześniej?
- O czym ty do cholery mówisz?!
- O naszej wcześniejszej rozmowie! Nie myślałeś, że twoje słowa mogą mnie zaboleć?
- O co ci chodzi? Jaka rozmowa?
- No zastanów się dobrze. – Nie hamowałam już łez. Słone krople lały mi się strumieniami po policzkach. W pewnej chwili jego wyraz twarzy zmienił się. Tak jakby złagodniał. Czyli zrozumiał o co mi chodzi.
- Violu…
- Nie mów nic do mnie! – Wróciłam się do mojego pokoju. Przekręciłam srebrny klucz znajdujący się w drewnianych drzwiach. Po raz kolejny dzisiejszego dnia jestem w takiej samej sytuacji. Siedzę sama w swoim pokoju i płaczę. Nie jestem w stanie już dłużej dusić w sobie tych emocji. Po chwili usłyszałam ciche pukanie.
- Violetta przepraszam. Nie chciałem. 
- Odejdź. Nie chcę z tobą rozmawiać. – Mój głos był ledwo słyszalny przez ten szloch.
- Nie pójdę do puki mnie nie wysłuchasz.
- No to jeszcze sobie tutaj posiedzisz. – Nie zamierzam dać mu za wygraną.
     Po chwili postanowiłam wziąć się w garść. Wstałam z podłogi i przebrałam się w piżamę.  Na szczęście miałam w pokoju płyn, którym mogłam zmyć resztki mojego rozmazanego makijażu. Co jakiś czas słyszałam stukanie w drzwi, albo słowo przepraszam powtarzane w kółko i w kółko. Nie postanowiłam odpuszczać tylko zgasiłam światło i poszłam spać.

***
        Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Z tego wszystkiego zapomniałam wczoraj zasłonić zasłon. Spojrzałam na zegarek i uznałam, ze nie muszę się spieszyć bo jest jeszcze wcześnie. Wzięłam z szafy ubranie i podeszłam do drzwi. Kiedy otworzyłam drzwi, czekało tam na mnie nie małe zaskoczenie.
- Leon co ty tutaj robisz?! – Chłopak dosłownie wpadł do pokoju. Musiał siedzieć oparty o drzwi. Po jego minie było widać, że jest lekko skołowany zaistniałą sytuacją, ale to ja jestem bardziej zdziwiona i zaskoczona. To on siedział przed moim pokojem nie wiadomo po co. Widziałam, ze już miał coś powiedzieć, ale cały czas miałam przed oczami wczorajsze wydarzenia, które do najprzyjemniejszych nie należały i właśnie przez to ode chciało mi się z nim rozmawiać, a nawet go słuchać. Wyminęłam, więc go szybko w drzwiach i zamknęłam się w łazience.
     Szykując się miałam trochę czasu do pomyślenia. Jedna rzecz nie daje mi jednak spokoju. No bo okej mogę domyślać się dlaczego tam siedział, choć to i tak są moje przypuszczenia, ale czy siedział tam naprawdę całą noc, czy tylko przyszedł tu znowu rano. Po pewnym czasie byłam już gotowa i wyszłam z pomieszczenia. Schodziłam ze schodów, ale kiedy byłam już prawie na samym dole usłyszałam rozmowę Lisy i Jerrego. Postanowiłam zatrzymać się na chwilę. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale coś mnie do tego podkusiło.

- Rozumiesz to, Leon siedział całą noc przed pokojem Violetty. Chciałam spytać się co on tam robi, ale nie miałam serca go budzić bo widać było, że mocno spał. – Właśnie w tym momencie Lisa odpowiedziała na moje wcześniejsze pytanie.


*****************
2/7. Mam nadzieję, ze podoba wam się to, że rozdziały są codziennie. 

Kinga:) 

Rozdział 13. - Żyć dalej

   












   Tego dnia nie poszłam już do szkoły. Przesiedziałam parę godzin w kafejce i myślałam o tym wszystkim co powiedział mi Diego. Jak on mógł zrobić Leonowi coś takiego. Oczywiście Leon dzwonił do mnie parę naście razy, ale nie zamierzałam odbierać. Lekcje powinny skończyć się jakieś pół godziny temu, wiec Leon pewnie jest już w domu. Tym razem nie wywinie mi się od rozmowy jak zrobił to wczoraj.
  Weszłam do budynku i od razu usłyszałam głos Leona.
- Gdzie ty się do jasnej cholery podziewałaś? -  Był zły i to bardzo. Widać było to po jego wzroku, tonie głosu i pulsującej żyłce na szyi.
- Spokojnie, cały dzień siedziałam w kawiarni. – Mówiłam tak jakby nie kompletnie nie obchodziło to czy się martwił o mnie, czy mnie szukał, czy po prostu olał to, że zrobiłam sobie wagary, ale przypomniało mu się, że rodzice mogą być na niego źli, że mnie nie upilnował.
- W kawiarni?! – Jego ironiczny ton głosu zaraz doprowadzi mnie do szaleństwa. – Ja tu od zmysłów odchodzę, a jaśnie pani zachciało się wagarów! Mogłaś chociaż zadzwonić albo wysłać smsa i uprzejmie poinformować co się z tobą dzieje! – Dłużej już nie wytrzymałam.
- Ach tak?! Ty oczekujesz ode mnie wyjaśnień?! A może powiesz mi jak tam twoje wczorajsze spotkanie z Diego? Kłamałeś mówiąc o tym całym wypadku! A twoja rana? To on ci to wszystko zrobił! – Teraz można powiedzieć wpadłam w szał i może nawet w histerię bo zaczęłam płakać. – Dlaczego mi nie powiedziałeś? To wszystko moja wina. Gdybym tu nie przyjechała nie byłoby go tutaj, a ty żyłbyś sobie dalej w tym swoim idealnym życiu. – Upadłam na podłogę z bezsilności. Zaraz poczułam jak silne ramiona Leona oplatają moje całe ciało.
- Ciii… to nie jest twoja wina,, nawet nie wolno ci tak myśleć. – Próbował mnie pocieszyć. – Ta cała chora sytuacja to tylko i wyłącznie wina tego faceta. Nie możesz się obwiniać za coś co on zrobił. A teraz wstawaj.
- Co?
- Wstawaj. Trzeba to raz na zawsze skończyć. – Wstałam z jego pomocą, ale nie byłam pewna jego słów.
- Co trzeba skończyć?
- Tę twoją całą, chorą relację z tym typem. Nie zamierzam dłużej patrzeć jak prze niego cierpisz. – To było naprawdę kochane z jego strony, ale czy przypadkiem to wszystko nie idzie za daleko?
- Leon ja powinnam załatwić to sama. Nie chce cię w to mieszać.
- Chcąc nie chcąc jestem już wmieszany w to po uszy. – Jego uśmiech dodał mi trochę otuchy.

***
    Zadzwoniłam do Diego i powiedziałam, że chcę się spotkać. On oczywiście się zgodził. No jakże by inaczej przecież niczego nie podejrzewa. Z Leonem poszliśmy w umówione miejsce i czekaliśmy na jaśnie pana. Po chwili zjawił się z tym swoim głupawym uśmiechem na twarzy. Kiedy podszedł do nas, stanęłam tak blisko Leona jak tylko się dało. Chłopak widząc moją reakcję, objął mnie w pasie.
- Widzę, że twojemu chłoptasiowi mało po wczorajszym. – Nie no trzymajcie mnie. Jak mu coś zrobię to nie ręczę za siebie.
- Przyszliśmy tu żeby skończyć to wszystko raz, a porządnie. – Zaczął Leon. – Nie zamierzamy bawić się już w te twoje gierki. Więc albo odczepisz się od nas, albo nie skończy się to dla ciebie tak przyjemnie. – Diego zaczął się bezczelnie śmiać.
- A co wy możecie mi zrobić? Naślecie na mnie jakich swoich ludzi? Już to widzę. – Teraz to już nie wytrzymałam.
 - Pójdziemy z tym na policję i nie zamierzamy tego bagatelizować. Jeśli trzeba będzie to pójdziemy nawet do sądu. Usuniesz się z naszego życia grzecznie sam, a jeśli nie to my ci w tym pomożemy. – Teraz już naprawdę wybuchłam. Nie kontrolowałam się, a chłopak, który był przy mnie objął mnie jeszcze mocniej chcąc, żebym się uspokoiła.
- Myślicie, że boję się tego waszego gadania? Jeszcze zobaczycie na co mnie stać. Ja tak łatwo się nie poddaję. – Powiedział i po prostu sobie odszedł.
- On tylko tak gada. Teraz wszystko powinno być w porządku. Naprawdę Violu. Chcesz się gdzieś przejść?
- Wiesz co? Wolałabym posiedzieć w domu.
- Dobrze, więc chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę domu. Kiedy tam weszliśmy od razu poszłam do salonu i opadłam bezsilnie na kanapę rzucając torebkę na fotel znajdujący się obok. Westchnęłam cicho i zaraz w pomieszczeniu pojawił się Leon. Zajął miejsce koło mnie i również westchnął.
- Nie tak wyobrażałam sobie tą wymianę. Okej najpierw byłam nastawiona to tego wszystkiego bardzo negatywnie, ale moje podejście diametralnie zmieniło się już podczas pierwszych tygodni spędzonych tutaj. A zresztą po co ja ci to mówię? Nie potrzebnie cię w to wszystko wplątałam. No, ale cóż trzeba przestać użalać się nad sobą i żyć dalej prawda? – Nie wiem nawet czemu naszło mnie na takie wyznanie, ale trochę mi ulżyło. Chciałam wstać, ale Leon uniemożliwił mi to łapiąc mnie za nadgarstek tak, że na niego upadłam.
- Chyba wiem jak poprawić ci humor. – Wyszeptał prosto w moje usta i zaczął mnie całować. Dzisiaj wszystko potoczyło się bardzo szybko bo już za chwilę nie miałam na sobie bluzki. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka i odepchnęłam chłopaka od siebie.
- Nie Leon. To też musimy skończyć. To wszystko jest chore. – Mówiłam zakładając z powrotem bluzkę.
- Wiem. Masz całkowitą rację, ale co poradzę na to, że tak na mnie działasz.
- Nie za bardzo wiem co mam ci teraz odpowiedzieć. – Nie powiem lekko się zdziwiłam słysząc jego słowa.
- Dlaczego to wszystko zaczęłaś? Tę całą grę? – No pięknie. Teraz mu się zachciało poważnych rozmów. I co ja mam mu odpowiedzieć? Że mi się podoba? Że chciałam się do niego zbliżyć? Że się w nim zakochuję?
- Nie wiem. Tak jakoś samo wyszło. – Świetnie Violetta, gratuluję. Gorszą odpowiedzią mogło być tylko ‘no bo tak’. – A czemu ty wszedłeś w tę zabawę? Czemu robiłeś dokładnie to samo co ja? – Mina mu momentalnie zrzedła. Jest w dokładnie takiej samej sytuacji jak ja. Nie wie co powiedzieć.
- Dobrze. Chwila prawdy. Oboje na nią zasługujemy. Ja wyznam ją tobie, a ty wyznasz ją mi i skończymy tą durną rzecz, którą ciągniemy od tygodni. Zgoda?- Pokiwałam lekko głową, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.


***********
Rozdział 1/7 gotowy. Bardzo się z tego cieszę. Nie zanudzam dzisiaj notatką tylko zapraszam na jutrzejszy rozdział. 
Kinga;)
© grabarz from WS | XX.