Rozdział 08. - To nie możliwe

     






     - Ych… Cholerny budzik.- Dlaczego dzisiaj musimy iść już do szkoły. To chyba nie był dobry pomysł z tym wczorajszym wieczorem. Co prawda Leon i Francesca usnęli koło północy, więc pewnie nie mają takich problemów ze wstaniem. Aczkolwiek ja i Federico jeszcze długo rozmawialiśmy, a potem postanowiliśmy obejrzeć jeszcze jeden film. Z tej perspektywy nie wygląda to najlepiej. Ogólnie poszliśmy spać tak koło trzeciej, czy czwartej nad ranem, więc nic dziwnego, że jedyne, o czym marze to ogromna śnieżyce, która zasypałaby wszystkie drogi dojazdowe do szkoły. No, ale cóż to raczej nie nastąpi, więc raczej muszę wstać.
       Włoszka razem z bratem i Leon też pewnie zaraz wstaną, więc uznałam, że pójdę najpierw się wyszykować do szkoły, aby nikt nie zajął mi łazienki, a dopiero później zjem śniadanie. Wyszykowałam się dzisiaj rekordowo szybko, bo po piętnastu minutach byłam już gotowa i szłam do kuchni, aby przyrządzić sobie i reszcie coś do jedzenia. Jednak, moim oczom ukazał się mój wyszykowany już braciszek stojący przy blacie kuchennym.
- Dzień dobry Wielu. Jak ci się spało? – Podszedł do mnie i dał całusa w policzek, co mnie lekko zdziwiło, bo nigdy tak się nie witaliśmy.
- Dzięki, dobrze. A co ty taki milutki dzisiaj?- Spytałam zaglądając mu przez ramię na śniadanie, które przygotowywał.
- A co wolisz, żebym wrzeszczał na ciebie cały dzień? – Spytał z tym swoim pięknym uśmiechem.
- Co zrobiłeś nam na śniadanie? –Postanowiłam zmienić temat, bo nie widziałam sensu, aby zagłębiać się w tą dyskusję.
- Jakim nam? Skąd pomysł, że zrobiłem śniadanie dla wszystkich? To jest mój posiłek. – Mimo, że miał poważny ton głosu w jego oczach widziałam rozbawienie. No, ale jeśli tak mamy się bawić to dobrze.
- Ach tak? Ok. Nie ma problemu. – Oznajmiłam i podeszłam do lodówki, aby wyjąć potrzebne składniki do zrobienia jajecznicy. Starałam się udawać obrażoną, co chyba dobrze mi wychodziło, bo za chwilkę poczułam ręce Leona oplatające mnie od tyłu.
- Wiesz, że ja tylko żartowałem prawda?
- Mógłbyś mnie puścić? Chcę zrobić sobie śniadanie, a ty mi to uniemożliwiasz.- Teraz już nie zamierzam odpuszczać. On to wszystko zaczął.
- Przecież zrobiłem ci jedzenie. Idź usiąść przy stole, a ja zaraz wszystko przyniosę.
- Naprawdę nie ma takiej potrzeby. Ty idź jeść, a przed tym możesz jeszcze zajrzeć czy Fran i Fede już wstali.
- Ok. Jak chcesz. – Odpuścił już sobie i uwolnił mnie ze swojego uścisku, a potem poszedł tak jak go poprosiłam na górę.
       Kiedy kończyłam przyrządzanie potrawy szatyn przyszedł z powrotem. Czułam na sobie jego wzrok, ale ani przez sekundę na niego nie patrzyłam. Usłyszałam jego westchnięcie, ale nic nie powiedział. Wziął talerz z kanapkami i poszedł do jadalni. Po chwili ja też do niego dołączyłam i w ciszy jedliśmy posiłek. Dołączyli też do nas nasi znajomi, ale oni bardzo szybko się zwinęli, bo musieli jeszcze pojechać do domu, aby przebrać się i wziąć potrzebne im rzeczy do szkoły. My też powoli zbieraliśmy się już do wyjścia.
       Wsiedliśmy do samochodu Leona. Na początku jechaliśmy w ciszy, lecz chłopak zaraz ją przerwał. Położył swoją rękę na moim udzie i spojrzał na mnie. Czym prędzej zrzuciłam jego dłoń.
- Nadal gniewasz się za to śniadanie? –Spytał łagodnie
- Patrz na drogę!
- Violetta to się robi już naprawdę śmieszne. Jesteś zła na mnie za coś tak błahego. Nie rozmawiasz ze mną, nie pozwalasz mi cię dotykać, nie dopuszczasz mnie wcale do siebie i nawet na mnie nie spojrzałaś. – Wyliczał tak, co chwilę na mnie spoglądając, a jego głos był coraz głośniejszy. – I co? Nic nie zamierzasz powiedzieć? Ok., Jeśli chcesz, aby tak wyglądała nasza relacja nie ma problemu. Ja się mogę dostosować. – Więcej już na mnie nie spojrzał. Zrobiło mi się strasznie głupio, bo faktycznie przesadziłam. Nie miałam takiego zamiaru. To wszystko wymknęło mi się z pod kontroli. A teraz nic na to nie poradzę. Muszę poczekać do wieczora. Jak wrócimy ze szkoły może mu przejdzie, a jak nie to coś wymyślę.

***
         Po męczącej fizyce przyszedł czas na ostatnią lekcje. Jestem wykończona tym dniem, ale na szczęście została już tylko godzina wychowawcza, na której nie trzeba za dużo myśleć i się wysilać. Zaraz po dzwonku weszliśmy do sali i zajęliśmy nasze miejsca. Ja usiadłam sama w ostatniej ławce, bo Fran poszła wcześniej do domu.
- Dzień dobry kochani uczniowie.- Nasza wychowawczyni zaczęła swój jakże ciekawy monolog.- W naszej klasie zrobi się jeszcze ciekawiej, ponieważ już dzisiaj powitamy kolejnego ucznia z wymiany międzynarodowej. Czyż to nie jest wspaniałe? Macie okazje poznać nowe kultury, nowe ciekawe osoby z każdego zakątka świata. Niedawno mieliśmy okazję poznać naszą wspaniałą Violettę. –No i dokładnie w tym momencie spojrzenia wszystkich osób w klasie bez wyjątku skierowały się na mnie. Zaraz po tym nauczycielka znowu zaczęła mówić. – Przyjechał do nas znowu uczeń z Argentyny. Myślę, że będziecie się dobrze dogadywać Violetto. Omawia teraz wszystkie niezbędne rzeczy z panem dyrektorem, ale za parę minut powinien się zjawić.
          Rozmawialiśmy na różne tematy dotyczące naszej klasy i nagle usłyszeliśmy pukanie, a później zobaczyliśmy kogoś wchodzącego do pomieszczenia. Był to chłopak, brunet, miał spuszczoną głowę, którą powoli zaczął podnosić.
- Cholera! To nie możliwe. – Powiedziałam pod nosem, jednak chyba troszeczkę za głośno, bo część osób się na mnie spojrzała. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on.
- Witamy cię Diego bardzo serdecznie w naszej szkole. Niedawno również przyjechała do nas Violetta, która pochodzi z tego samego kraju, co ty. Mam nadzieję, że będziecie mieć dobre relacje. Proszę usiądź teraz koło niej, a pod koniec lekcji wyznaczę osobę, która oprowadzi cię po szkole. – Widziałam już na jego twarzy ten szyderczy uśmieszek. Miałam teraz okazję mu się przyjrzeć. Wygląda dokładnie tak jak w tedy, kiedy ostatni raz go widziałam. Jeśli się nie mylę było to z miesiąc temu. Mocno zaznaczone rysy twarzy, błysk w oku i przeraźliwy uśmiech na twarzy, który potrafi bardzo zmylić. Ta kobieta popełniła życiowy błąd usadzając go koło mnie. Podszedł do ławki i zajął miejsce. Odsunęłam się jak najdalej od niego i do końca lekcji nie patrzyłam w jego stronę.
            Kiedy wreszcie zadzwonił upragniony dzwonek, nie czekając na nikogo wybiegłam z sali i czym prędzej udałam się w stronę parkingu. Byłam już prawie na miejscu, kiedy poczułam uścisk na nadgarstku, następnie gwałtownie się zatrzymałam i odwróciłam w stronę Diego. Nawet nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że to on.
- Czego ty ode mnie chcesz!?- Krzyknęłam, mimo tego, że byliśmy przed samą szkołą.
- Oj Violu, Violu. Czemu tak niegrzecznie? – Podniósł rękę i położył ją na moim policzku.
- Co ty w ogóle tu robisz?! Po co przyleciałeś za mną do tego cholernego Londynu?! – Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, lecz to nic nie dawało.
- Jak to, po co? Ty sama najlepiej to wiesz.
- Ty jesteś chory! To, co było między nami jest już dawno skończone.
- Nie dla mnie Violu. Chcę porozmawiać i wyjaśnić wszystko.
- Tu nie ma co wyjaśniać. Miałeś swoje pięć minut, swój czas na wyjaśnienia i to, co powiedziałeś w zupełności mi wystarcza.- Udało mi się wreszcie wyrwać i szybkim krokiem szłam w stronę samochodu. Byłam już naprawdę blisko, widziałam Leona siedzącego na miejscu kierowcy. Nagle natrętny chłopak znowu mnie dogonił i mocno szarpnął za ramię.
- Musimy porozmawiać!- Krzyknął, trzymając mnie za ramiona i teraz nie miałam już żadnej drogi ucieczki. Co najdziwniejsze w ogóle się go nie bałam. Wiedziałam, do czego jest zdolny, więc nie miałam się niczego, czego obawiać. Byłam pewna, że mnie nie uderzy. Za dobrze go znałam. Pokrzyczy sobie, ale ręki na mnie nigdy nie podniesie.
- Mógłbyś już z tym skończyć? To zaczyna robić się nudne. – Powiedziałam obojętnym tonem.
- Jakiś problem Violetto? – Usłyszałam głos Leona za moimi plecami i poczułam jego ręce oplatające mnie w pasie. Diego momentalnie się ode mnie odsunął.
- Nie. Wszystko jest dobrze. Tylko rozmawialiśmy.- Podniosłam lekko głowę i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- No, więc przepraszam, że przerywam wam tę pogawędkę, ale musimy już iść kochanie, bo spóźnimy się na obiad. – Po wypowiedzeniu przez szatyna tych słów momentalnie mnie zamurowało. Kochanie?! Przecież jeszcze parę godzin temu ze sobą nie rozmawialiśmy. – Miło było poznać…
- Diego – Odpowiedział szybko brunet.
- Właśnie. Miło było cię poznać Diego, ale my z Violettą naprawdę musimy już iść. Prawda? – Teraz mój braciszek zwrócił się w moją stronę.

- Tak Leon, chodźmy już.- Powiedziałam zdezorientowana całą tą sytuacją. Wzięłam go za rękę i pociągnęłam w stronę samochodu. Wyburczałam tylko ciche ‘pa’ pod nosem w kierunku Diego i po chwili zniknęliśmy już za drzwiami samochodu.


****************
     Witam wszystkich w trzecim już rozdziale w tym roku!
Akcja w tym rozdziale miała potoczyć się całkiem inaczej, ale nagle wpadł mi do głowy pomysł i spontanicznie, bez żadnego planu postanowiłam wprowadzić nową postać. Sama jeszcze nie wiem, czy będzie ona z nami jeszcze długo, czy tak szybko jak się pojawiła zniknie. Wszystko zobaczymy w kolejnych rozdziałach. 
Nie mam bladego pojęcia kiedy napiszę kolejny rozdział, ale obiecuję, że pojawi się w przyszły weekend (no to niezłą poprzeczkę sobie postawiłam XD). Mam jak na razie tylko bardzo krótki fragment, a dziś kompletnie nie miałam czasu, aby coś napisać, ponieważ w piątek miałam urodziny, a w niedzielę przychodzą goście, więc dzisiaj wszystko szykowaliśmy. No ale jakoś to będzie:)


Do następnego rozdziału
           Kinga<3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© grabarz from WS | XX.