Rozdział 11. - Nie odbiera

         







   Obudziłam się nie do końca świadoma tego co dzieję się wokół mnie i gdzie jestem. Usiadłam na jakimś łóżku, które na pewno nie należało do mnie i otworzyłam szeroko oczy. Na całe szczęście odetchnęłam z ulgą. To był pokój Leona. Tylko dlaczego ja tu jestem. Ostatnie co pamiętam to siedzenie przed domem i dalej nic. Rozumiem to, że pewnie usnęłam, mój współlokator wrócił i nie wiem może zaniósł mnie tutaj. Tylko mam jedno pytanie. Dlaczego do cholery jestem w jego pokoju i to w samej bieliźnie? Muszę dowiedzieć się jak najszybciej co stało się wczoraj. Wstałam z miękkiego materaca i sięgnęłam ręką po jasno niebieską koszulę, która wisiała na krześle. Narzuciłam ją na swoje gołe ramiona i  wyszłam z sypialni. Zeszłam po schodach i przekroczyłam próg kuchni. Zauważyłam Leona robiącego coś przy blacie. Stał tyłem do mnie, więc jeszcze mnie nie wiedział.
- Cześć – Powiedziałam, a raczej szepnęłam wchodząc głębiej do pomieszczenia. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nadszedł czas na rozmowę, którą tak bardzo chciałabym ominąć. Usiadłam na wysokim stołku przy wyspie kuchennej i czekałam na rozwój wydarzeń.
- Cześć Violu. – Głos chłopaka był niezwykle łagodny. Nie tego się spodziewałam.
- Leon ja wiem, że nie masz pojęcia co się dzieje dookoła, co Diego ode mnie chce i dlaczego ja zachowuję się tak, a nie inaczej. Ale uwierz mi, że jest to dla mnie trudniejsze niż myślisz. Zasługujesz na jakiekolwiek wyjaśnienia. – Podszedł do mnie z talerzem i postawił go na blacie. Ujął moją twarz w dłonie i uśmiechnął się. Spojrzałam w jego oczy i od razu poczułam się pewniej i spokojniej.
- Posłuchaj mnie Violetta. Nie oczekuję od ciebie żadnych wyjaśnień. Jeśli będziesz chciała sama mi powiesz. Mie będę na ciebie naciskał. Ale nie ukrywam też, że będę czekał na ten dzień z niecierpliwością.
- Dziękuję. – Zeskoczyłam ze stołka i wtuliłam się w niego. – Czy nie powinniśmy się zbierać już do szkoły?
- Dzisiaj robimy sobie wolne. Musisz odreagować to wszystko co działo się ostatnio. – Jego słowa zdziwiły mnie na tyle, że oderwałam swoją głowę od jego klatki piersiowej i swój wzrok zwróciłam na jego twarz.
- A twoi rodzice nie będą źli? Z resztą dzisiaj wracają, nie jestem pewna czy te wagary to dobry pomysł.
- Uwierz mi, że jeden dzień nas nie zbawi i nic się nie stanie jak opuścimy jeden dzień. – Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, co chyba zauważył, bo zaraz zaczął znowu mówić. – Naprawdę. A rodzicami się nie przejmuj. Wszystko im wyjaśnię. A teraz zapraszam cię na pyszne śniadanie w wykonaniu szefa kuchni Leona. – Automatycznie zaśmiałam się na jego słowa i podążyłam w stronę jadalni. Za sobą, a raczej na sobie czułam wzrok mojego szefa kuchni. Zajęłam miejsce  przy stole z myślą, że Leon usiądzie naprzeciwko mnie tak jak zawsze, ale myliłam się. Chłopak znalazł się bardzo blisko mnie.
- Całkiem ładnie ci w mojej koszuli. – Szepnął mi do ucha przygryzając je lekko. Spuściłam głowę na dół, aby ukryć rumieńce na mojej twarzy.
- A właśnie! – Zaczęłam już pewniejsza siebie. – Jak to się stało, że znalazłam się w twoim pokoju w samej bieliźnie? – Na moje słowa lekki uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Wczoraj, kiedy uciekłaś, zaczęliśmy za tobą biec, ale w pewnym momencie cię zgubiliśmy. Diego gdzieś sobie poszedł, a ja zacząłem cię szukać. Niestety bez skutku. Uznałem, że wrócę po samochód i w tedy zorientowałem się, że zostawiłaś tam swoją torbę. Pojechałem do domu i zastałem cię śpiącą na wycieraczce. Powiem ci, że kamień spadł mi z serca, że tam cię znalazłem. Bałem się, że coś ci się mogło stać. Wziąłem cię na ręce i zaniosłem do środka. A dlaczego wylądowałaś w moim pokoju? Szczerze po prostu wolałem mieć cię na oku. Byłem kompletnie skołowany tym co zaszło wcześniej.
- A co z moim ubraniem?
- Było całe brudne. Przypomnę ci, że usnęłaś na ziemi.
- Więc tak sobie po prostu mnie rozebrałeś? – Leon zaczął się cicho śmiać. W moim głosie było słychać lekkie oburzenie, ale to wcale nie jest śmieszne.
- Przecież widziałem cię już w bieliźnie. Nawet teraz nie zapięłaś tej koszuli. A zresztą równie dobrze mogłem rozebrać cię całą i nie zostawiać nic.
- Faceci. – Powiedziałam i zaczęłam się śmiać. – Ale i tak bardzo ci dziękuje za to co dla mnie zrobiłeś i robisz.

***
- Jaki smak chcesz?
- Waniliowy.
- To poczekaj tutaj chwilę. Zaraz wrócę. -  Zdecydowaliśmy, a raczej Leon zdecydował i nie dał mi wyboru, abyśmy poszli do parku na spacer. Po drodze znaleźliśmy budkę z lodami, po które teraz właśnie poszedł mój wybawiciel. Gdyby nie on musiałabym siedzieć w szkole i patrzeć na tych wszystkich ludzi, z którymi nie mam ochoty się widzieć, a co dopiero rozmawiać.
- Proszę bardzo. Te są twoje. – Powiedział z uśmiechem podając mi chrupiący rożek wypełniony zimnymi lodami.
- Dzięki. Idziemy dalej.
- No pewnie.
Spacerowaliśmy wzdłuż alejek parkowych rozmawiając i śmiejąc się z byle czego. Jednak jedna rzecz cały czas nie daje mi spokoju i wiem, że musimy o niej porozmawiać.
- Leon… a co jeśli Diego się dowie, że tak naprawdę nie jesteśmy razem? On jest nieobliczalny. Jeśli dowie się, że jesteśmy jakby rodzeństwem, że się całowaliśmy, nie wiemy co może zrobić z tą informacją. – Przed wypowiedzeniem tych słów chyba sama nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji, które możemy ponieść w przyszłości.
- Violetta posłuchaj mnie uważnie. – Zatrzymał się i ja również. Stanęliśmy twarzą w twarz i czekałam na to, co on ma do powiedzenia. – Nie jesteśmy ze sobą w żaden sposób spokrewnieni, nie łączą nas żadne więzy krwi i jeśli chcielibyśmy być ze sobą, jeśli byśmy się naprawdę kochali nic nie stałoby na drodze ku naszemu związkowi. Wiem, że teraz staliśmy się można powiedzieć rodziną, ale to nic nie zmienia. To tylko udawanie. I nie obchodzi mnie, co ten koleś będzie wygadywał. Zawsze będę po twojej stronie, zawsze będę przy tobie. – Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Nie wierzę w to wszystko co się tutaj dzieję.
- A co będzie jak wyjadę? Jak ta cała wymiana się skończy?
- Nie myśl o tym co będzie. Postaraj się zapomnieć chociaż na chwilę o twoim starym i przyszłym życiu. Teraz zaczęłaś całkiem nowy rozdział, który ma być dla ciebie tylko przyjemnością.
 - Jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę?
- O to się nie martw, bo ja już dobrze wiem jak. – Uśmiechnął się do mnie łobuzersko i zaczął namiętnie całować. Minęła długa chwila zanim się ode mnie odsunął. – Coś mi się wydaję, że zdobyłem kolejny punkt w naszej rywalizacji, nieprawdaż?
- Za to co dla mnie robisz powinieneś dostać nawet z dziesięć punktów. – Znowu zaczęliśmy iść, tym razem w stronę niewielkiej fontanny. W pewnym momencie Leon złapał mnie za rękę. Mogę się założyć, że wszyscy ludzie dookoła uważali nas za parę. Mimo tego cieszyłam się w duchu jak szalona. Szatyn schylił się do mojego ucha i zaczął mówić.
- Tak na marginesie, to wspaniale całujesz. – To sprawiło, że na mojej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech niż dotychczas.

***
    - Myśleliśmy, że przyjedziecie później. – Powiedziałam idąc do drzwi, w których pojawili się rodzice Leona.
- A co, tak dobrze się bez nas bawiliście? – Spytał zabawnym głosem Jerry?
- Nie. No coś ty. Bardzo się cieszymy, że już wróciliście, tylko mieliśmy w planach przygotowanie kolacji i Leon poszedł po jakieś zakupy, bo lodówka praktycznie świeci pustkami. Więc jeśli jesteście głodni, będziecie musieli zadowolić się resztkami naszego wczorajszego obiadu.  – Zaśmiałam się. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. - No i jak wam się podobały takiego wakacje w środku roku. Opowiadajcie. – Byłam naprawdę ciekawa jak minęły im te dni. Wcale nie musiałam udawać zainteresowania. Przez dobre parę minut rozmawialiśmy i oglądaliśmy zdjęcia. Później ja poszłam do swojego pokoju, a Lisa i Jerry chcieli się rozpakować. Mieliśmy nadzieję, że Leon wróci trochę szybciej, ale do tej pory go nie ma. Nie rozumiem czemu zwykłe zakupy mu tyle zajmują. Nawet napisałam mu wszystko co musi kupić na kartce. Jeśli zaraz nie wróci to umrzemy tu wszyscy z głodu.
- Violu? – Usłyszałam głos Lisy wchodzącej do pokoju. – Wiesz może czemu Leona tak długo nie ma? Zaczynam się powoli martwić.
 - Też zaczęłam się nad tym zastanawiać i nie wiem czemu jeszcze go nie ma. Spróbuję do niego zadzwonić. – Nie zwlekając wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Leona. Poczekałam chwile na sygnał, lecz po chwili nikt się nie odezwał. – Dziwne, nie odbiera.
- A co jeśli mu się coś stało. – Kobieta zaczęłam panikować i szczerz powiedziawszy ja tez powoli zaczynałam odchodzić od zmysłów. – Lisa zaczęła chodzić w tą i z powrotem, a ja natomiast siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w szary dywan.
- Mamo spokojnie. – Podeszłam do niej i złapałam ją za ramiona sprawiając, że się zatrzymała. – Na pewno wszystko jest dobrze. Może pojechał gdzieś dalej na zakupy, może korek go złapał, a może po prostu jest ogromna kolejka w sklepie. – Chciałam ją pocieszyć, lecz sama mało wierzyłam w swoje słowa. Starałam się być spokojna i opanowana, ale w środku cała się gotowałam.

- Tak na pewno masz rację. Dziękuję ci. A teraz chodźmy na dół, bo tata zamówił chińszczyznę. Inaczej naprawdę byśmy umarli z głodu. – Wymieniłyśmy się uśmiechami i zeszłyśmy na jedzenie.


**********
 Witam wszystkich obecnych!
Nie zamierzam się dzisiaj jakoś strasznie rozpisywać. Mam tylko bardzo ważne pytanie do was. Czy chcecie, abym już za parę rozdziałów zrobiła dość spory przeskok w czasie, czy mam pociągnąć jeszcze ten etap życia Violetty i Leona? Strasznie podoba mi się się co wymyśliłam na później, ale też szkoda kończyć mi tego. Liczę na waszą pomoc w komentarzach;)

 Kinga

1 komentarz:

  1. Dopiero co odnalazłam Twojego bloga i czuje, że zostanę na dłużej. Mam nadzieje, że nie skończyłaś z pisaniem tego świętego bloga. W wolnej chwili zapraszam do siebie
    http://leonetta-spiempre.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

© grabarz from WS | XX.