Rozdział 01. - Dzień dobry?

  




  Nie mam pojęcia jak to się stało, że siedzę z moimi rodzicami w gabinecie dyrektora i podpisujemy potrzebne papiery do wymiany międzynarodowej. Jadę do londyńskiego liceum na trzy miesiące. Nawet nie chce myśleć, z jakimi ludźmi będę musiała tam mieszkać. Pewnie będzie to jakieś strare małżeństwo, które potrzebuje kasy i dlatego godzą się, aby w ich domu mieszkały jakieś rozwydrzone dzieciaki, które mówią tak źle po angielsku, że nawet nie można ich spytać czy chcą tej głupiej angielskiej herbatki. Wspominałam już, że nie cierpię zmian i nowości?. Nie? No to teraz wam mówię. To będą najgorsze trzy miesiące mojego życia. Nie będę tam miała nawet, z kim porozmawiać. Miałam jechać z moją przyjaciółką Ludmiłą, ale moi rodzice uznali, że lepiej będzie, jeśli pojadę tam sama i skupię się na nauce języka. Taaa. Jasne. Pewnie chcą się mnie pozbyć, żeby mogli bzykać się w każdym pomieszczeniu w domu, na każdym stole i na każdym dywanie. Na samą myśl o tym przechodzą mnie dreszcze. Muszę pamiętać, kiedy wrócę do domu, żeby zamówić serwis sprzątający.

***

    –Wszystko gotowe. Pamiętaj Violetto, że ten pobyt można przedłużyć, jeśli tylko będziesz chciała.- naprawdę? Nawet dyrektor chce się mnie pozbyć. Rozumiem, że wzorową uczennicą to ja nie jestem, ale czy on tak na serio?
 – Obejdzie się bez. - słucham? – O szlak! Myślałam, że tego nie usłyszy. – Nic, nic. Czy mogę iść już do domu? Mam plany.
-Violetta! – och. Tatuś się odezwał. – Mam tylko jedno pytanie. Kiedy jest data wyjazdu, bo tego jeszcze nie uzgodniliśmy?
-Wszystko zależy od państwa. Violetta może wyjechać nawet dzisiaj. – dzisiaj? No to jest chyba żart prawda? – Tylko muszą dać mi państwo odpowiedź dzisiaj.
- Dobrze. Więc postanowione. Violetta wylatuje już dzisiaj. Nie ma czasu do stracenia. Edukacja jest najważniejsza.- powinnam była wspomnieć, że moja mama jest niedoszłą nauczycielką, więc oczywiste jest u niej to podejście, które przed chwilą zaprezentowała. W sumie nie jestem zdziwiona. Jestem na nich zła.
***

    - Jakim cudem wylatujesz już dzisiaj?- pomyślałam, że przed wyjazdem spotkam się jeszcze z Ludmiłą. Aktualnie siedzi u mnie na łóżku i narzeka, a miała mi pomagać w pakowaniu. –Nie rozumiem, co cię tak dziwi. Przecież znasz moich rodziców.
-Tak masz rację. Nadal nie popieram tego pomysłu, ale może przynajmniej w twojej angielskiej rodzince znajdzie się jakiś przystojniak.
 – Już to widzę. Nawet, jeśli to ciekawe jak miałabym z nim rozmawiać. Wiesz przecież jak bardzo kaleczę angielski.
     Naszą jakże miła pogawędkę przerywa nam mój tata wchodzący do pokoju. Unoszę pytająco brew i patrzę na niego.
–Jedziemy. –oznajmia oschle. Jakby nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. –Pożegnaj się z Ludmiłą i zejdź na dół. Wezmę walizki. Nie patrząc na mnie bierze moją szarą walizkę i wychodzi z pokoju.
-Rety, aż tak bardzo chcą się ciebie pozbyć? – pyta Ludmiła marszcząc czoło. Mnie też to zdziwiło jak tata zachował się wobec mnie. Cóż najwyraźniej uważają, że przez te siedemnaście lat, które z nimi jestem wyrządziłam im same krzywdy.

***

     Zostałam sama na lotnisku. Czekam na odprawę. Moja szanowna mamusia i szanowny tatuś powiedzieli, że spieszą się, więc podwieźli mnie tu, powiedzieli tylko głupie pa i odjechali. Nie, żeby mnie to ruszało.

      Ochhh. I znowu jestem na lotnisku. Nie cierpię tego. Tłoki ludzi przepychających się po bagaże, z tabliczkami, na których mają napisane przeróżne imiona i nazwiska. Jakimś cudem udało mi się zdobyć moją walizkę, więc teraz przyszedł czas na najgorsze. Muszę znaleźć osobę, która po mnie przyjechała. To może być bardzo, ale to bardzo trudne, bo widzę tutaj jakieś setki ludzi, którzy trzymają kartki i na kogoś czekają.

***

 
   Chodzę po tym durnym lotnisku już jakąś godzinę i nie mogę znaleźć nikogo, kto miałby tabliczkę z imieniem Violetta. Ciekawe, czy w ogóle ktoś pofatygował się, żeby po mnie przyjechać. Mam dość. Poddaję się. Siadam na tej walizce i czekam. Jeśli ktoś łaskawie sobie o mnie przypomni to mnie tu znajdzie. Ja nie zamierzam się z tond ruszać.

   I tak przeleciała mi kolejna godzina. Chyba naprawdę o mnie zapomnieli. Czy nawet ta rodzina ma mnie w dupie? Siedzę wpatrzona w podłogę, ale nagle widzę czyjeś buty przed sobą. Podnoszę wzrok i wiedzę panią i pana w średnim wieku wpatrzonych we mnie.
 –Violetta? –Spytał ten facet z brytyjskim akcentem. Czyli to oni. Państwo zapominalscy. Państwo ‘będziesz z nami mieszkać, ale nie mamy zamiaru się tobą przejmować, bo i tak dostaniemy za to pieniądze’. Czyli to najwyższy czas, aby przestawić się na ten język, którego z całego serca nie na widzę.
–Tak. To ja.- powiedziałam to od niechcenia. Nie tylko dla tego, że naprawdę mam to głęboko gdzieś czy mnie polubią, czy nie, ale mam ochotę trochę się nimi podrażnić.
– Miło nam cię poznać. Jestem Lisa, a to jest mój mąż Jerry. Strasznie cię przepraszamy za spóźnienie, ale najpierw były korki, a później nie mogliśmy cię znaleźć wśród tłumu ludzi.- Przywitaliśmy się, podaliśmy sobie ręce i pojechaliśmy to ich domu.
***
     -A na sam koniec został nam twój pokój. Mam nadzieję, że ci się spodoba. – Jakieś dziesięć minut temu przyjechaliśmy do ich ogromnego domu. Myślałam, że my mamy w Buenos Aires duży dom, ale ten jest zdecydowanie większy. Nie wiem czy przypadkiem się tutaj nie zgubię. Muszę przyznać, że mój pokój bardzo mi się podoba. Jest utrzymany w odcieniach szarości, bieli i fioletu. Jest nawet większy od mojego pokoju w domu.  Lisa oprowadziła mnie i zostawiła w pokoju, żebym mogła się na spokojnie rozpakować. Nie jestem pewna czy będę potrafiła się tu zadomowić. Szczerze? To nawet nie mam na to ochoty. No bo po co mi to? Rano będę wychodzić do szkoły, a po szkole nie zamierzam siedzieć w domu. Trzy miesiące siedzenia w domu? Kto by tyle wytrzymał? Zamierzam imprezować tyle ile to tylko możliwe. Nie zmienię swojego stylu życia tylko dlatego, że chwilowo jestem w Londynie z jakąś inną rodziną.
***
    Kolację zjadłam w swoim pokoju. Nie miałam ochoty na pogaduszki typu ‘Jak ci się podoba miasto? Masz rodzeństwo? Stresujesz się przed pierwszym dniem w nowej szkole?’ Porozmawiałam też chwilę z Ludmiłą. Wyżaliłam się jej jak bardzo nie chce tu być i postanowiłam iść się umyć. Na co jak na co, ale na łazienkę nie mogę narzekać. Mam ogromną wannę, która ma opcję jacuzzi, toaletkę do malowania. I zapomniałam wspomnieć, że ta łazienka jest tylko dla mnie bo jest w moim pokoju. Jak na razie tylko jedynym minusem tutaj jest język angielski, którego jak powinniście do tej pory zauważyć nienawidzę. Wspominałam już o tym chyba ze trzy razy. Pewnie spytacie czemu przyjechałam na wymianę właśnie tutaj skoro nie lubię tego języka. No właśnie dlatego. Moi rodzice doskonale zdają sobie sprawę z tego iż to nie jest moja bajka i uważają, że to jedyny sposób na to, abym zmieniła o nim zdanie i zaczęła go lubić. Nie wiem o co tyle krzyku. Wiem tyle, że moi kochani rodzice – czujecie ten sarkazm? – uwielbiają wypróbowywać na mnie przeróżne metody wychowawczo-edukacyjne. Zaczęło się to jakoś w pierwszej klasie kiedy moja mama przeczytała książkę ‘Jak wychować dziecko, aby jako nastolatek się nie zbuntowało’. Wniosek jest taki, że albo moja mama niedokładnie przeczytała lekturę, albo że autor tego jakże pomocnego podręcznika, dla osób wychowujących dzieci, nie miał zielonego pojęcia co znaczy wyraz ‘dziecko’.  Muszę się iść umyć, bo jest już późno, a jutro muszę naprawdę wcześnie wstać. Przed lekcjami mam się jeszcze spotkać z dyrektorem szkoły, aby wszystko omówić. Jestem przekonana, że znienawidzi mnie jeszcze bardziej niż wszyscy nauczyciele w Buenos Aires razem wzięci.
***
   Kto by przypuszczał, że wstanę o szóstej rano z uśmiecham na ustach. Ja na pewno nie. Plusem tej wymiany, który widzę dopiero teraz jest to, że nie muszę codziennie oglądać tych fałszywych twarzy ludzi, którzy uważają się za moich przyjaciół. Odwracają się od ciebie, obgadują, wymyślają plotki, które ani trochę nie są zgodne z rzeczywistością, a jeśli czegoś potrzebują nagle przypominają sobie, że jest ktoś taki jak ty w ogóle istnieje i udają, że wszystko jest w porządku. Może ja też nie jestem osobą godną do naśladowania i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale moich przyjaciół szanuję. Moich przyjaciół, czyli Ludmiłę. Tylko jej mogę wierzyć i ufać.
   Wyszykowałam się i zeszłam na dół do jadalni. Mój strój różni się zdecydowanie od tego co zakładałam wcześniej. Przed wyjazdem ubierałam się dość wyzywająco. Niektórzy, pewnie większość uznali by to za niedopuszczalne do szkoły, ale możecie się zdziwić. Przestudiowałam dokładnie regulamin szkoły i nie mają prawa mnie za to wywalić, ani nawet zawiesić w prawach ucznia.  Moje spódnice i sukienki nie przekraczają połowy uda, bluzki nie odsłaniają brzucha, a cycki mi na wierzch nie wyskakują. Regulamin nie mówi nic o prześwitujących koszulkach, wycięciach na plecach i innych tego typu rzeczach, a ja umiem wykorzystać to na swoją korzyść.
    No więc, wracając postanowiłam na sam początek pokazać się nauczycielem z lepszej strony. Jeśli tak zrobię to później, kiedy zacznę ubierać się już po mojemu będę mogła zwalić to na całą tę wymianę i powiedzieć, że bardzo źle zniosłam przeprowadzkę. Nie będą mogli nic mi zrobić. Jak możecie zauważyć szkolne strategie mam w małym palcu.
   -Jak minęła ci pierwsza noc Violu?- z mojego zamyślenia wyrwała mnie Lisa. –Mam nadzieję, że dobrze ci się spało.
– Może być.- oznajmiłam bez przekonania. – Jak mam się dostać do szk…- zaczęłam pytać , ale nie dane mi było dokończyć, ponieważ ze schodów zszedł szatyn, mniej więcej w moim wieku. Czy był przystojny? Gdybym powiedziała nie, zaprzeczyłabym chyba wszystkim laską jakie go znają i sobie samej. Wiec tak, jest przystojny i to bardzo.
–Dzień dobry. – powiedział z niemałym zdziwieniem na twarzy.


–Dzień dobry?- odpowiedziałam, a raczej spytałam z również wymalowanym zaskoczeniem na twarzy. Kto to do cholery jest?



******************************
   Witam wszystkich serdecznie na moim nowym blogu!
Mam na imię Kinga i będę pisała tutaj opowiadanie o Leonettcie. 
Nie ma to jak zaczynać opowiadanie pod koniec wakacji XD. Zaraz pewnie będę narzekać, że kompletnie nie mam czasu na pisanie bloga, no ale cóż;). Chciałam już dawno zacząć pisać opowiadanie, ale dosłownie dwa/trzy tygodnie temu wpadł mi do głowy taki pomysł. Najpierw chciałam go na spokojnie przemyśleć, napisać parę rozdziałów i zobaczyć czy w ogóle poradzę sobie z czymś takim. Chciałam mieć coś poza szkołą. Coś co również byłoby moim tak jakby obowiązkiem. Więc oto co z tego wyszło. Rozdział pierwszy mojego opowiadania. 
Co do rozdziału. Sama nie wiem czy jest długi czy krótki XD. Zostawiam do oceniania to Wam i proszę dajcie mi znać czy takiej długości rozdziały Wam odpowiadają.  Jest to około 1500 słów i kolejne trzy (z boku możecie zobaczyć tytuły rozdziałów, które już napisałam) są mniej więcej tej samej długości. Z tego rozdziału jestem nawet zadowolona. Tak nieskromnie stwierdzę, że mi się nawet podoba. Nie jest jeszcze perfekcyjnie, ale jak na pierwsze rozdział jest chyba ok:) 
Na sam koniec chciałabym bardzo podziękować Quinn. Strasznie mi pomogła<3.  Jestem jej wielką fanką i serdecznie zapraszam na jej trzy blogi. (Nie, ja się wcale nie podlizuję XD)
Jestem ciekawa kto dotrwał do końca tej jakże długiej notki<3

      Do następnego rozdziału:)
Kinga:***

1 komentarz:

  1. Idealny *-*
    Zapraszam na moje opowiadanie o serialu "Violetta" której nikt jeszcze nie widział na polskim bloggerze.... ;)

    http://story-by-livia.blogspot.com

    Livia xoxoxo

    OdpowiedzUsuń

© grabarz from WS | XX.