- Sama bym sobie poradziła. –
Burknęłam przy zapinaniu pasów bezpieczeństwa. Kiedy Leon wyjeżdżał ze
szkolnego parkingu, widziałam Diego, który stał w tym samym miejscu i patrzył
się na samochód, którym jechaliśmy.
- A gdzie ‘
Dziękuję za uratowanie mojego życia będę ci wdzięczna do końca życia.’?-
Wypowiedział te słowa udając mnie. Miał bardzo wysoki głos, co brzmiało
naprawdę śmiesznie. Chciałam być poważna i nie zaśmiać się, ale było to za
trudne i po chwili parsknęłam śmiechem, a Leon do mnie dołączył. Po chwili,
kiedy już się opanowaliśmy Leon zaczął ponownie naszą rozmowę.
- A tak
naprawdę to kto to był i czego od ciebie chciał? – Westchnęłam. Nie miałam
ochoty o tym rozmawiać, ale uważałam, że Leonowi należą się jakieś wyjaśnienia.
W końcu, można powiedzieć ‘uratował’
mnie.
- W ogromnym
skrócie to był mój były, Diego. Zerwaliśmy jakieś dwa miesiące temu. To znaczy
ja z nim zerwałam, a on nie może tego przeżyć to tej pory.
- I mam
rozumieć, że przyleciał za tobą aż tutaj? - Spytał niedowierzając.
- Dokładnie
tak. Też się tego nie spodziewałam. Życie lubi płatać figle co?
- A tak w
mniejszym skrócie? Zerwaliście z konkretnego powodu czy po prostu
stwierdziliście, że do siebie nie pasujecie?- Dlaczego Leon w ogóle drąży ten
temat? Bawi się w jakiegoś speca od związków?
- Leon… -
zaczęłam- Naprawdę nie mam siły już o tym więcej rozmawiać. To był długi dzień
w szkole, a teraz jeszcze on. Jedyne o czym marzę to długa gorąca kąpiel.
Kiedyś ci to wyjaśnię. Obiecuję. Ale nie dzisiaj. Sama muszę jeszcze o tym
pomyśleć i się z tym zmierzyć.
- Okej już
nic nie mówię. – powiedział cicho, a ja zwróciłam wzrok w stronę okna i
oglądałam ulice Londynu.
***
Odkąd weszliśmy do domu cały czas
siedziałam w pokoju, zresztą nadal to robię i nie wydaje mi się, aby w
przeciągu kilku najbliższych godzin się to zmieniło. Mam teraz jakiś nawał
sprawdzianów, egzaminów, klasówek, projektów i wszystkiego, co wymaga nauki. Jestem
już potwornie głodna, ale nie mam czasu, aby cokolwiek sobie przygotować. Muszę
się skupić teraz na nauce. Pewnie dziwi was to wszystko. Ja i nauka? Tak. Po
przyjeździe tutaj dużo się we mnie zmieniło. Trochę na gorsze, trochę na
lepsze. Wiem na pewno, że nie zamierzam zawalić tego semestru. Dziwne prawda?
Obecnie jest pierwsza w nocy, a ja
siedzę nad tą durną chemią. Jutro muszę napisać ważny sprawdzian, a nic nie
rozumiem, nie umiem zrobić żadnych obliczeń i nawet nie umiem nauczyć się
głupiej definicji na pamięć. Mój mózg jest wykończony. Od jakiś dziewięciu
godzin siedzę nad książkami, a zrobiłam dopiero miej więcej połowę rzeczy,
które powinnam zrobić. Organizacja czasu nie jest moją dobrą stroną. W życiu
jeszcze nie uczyłam się tyle co dzisiaj. No, ale tak to jest jak zostawia się
wszystko na ostatnią chwilę.
***
- Violetta? – Usłyszałam głos Leona
wchodzącego do mojego pokoju. Nie miałam pojęcia co się dzieję, bo kiedy tylko
moje oczy się otworzyły zobaczyłam pełno czarnych, mniejszych i większych
literek. Dopiero po chwili, kiedy zdołałam podnieść moją głowę zobaczyłam, że
usnęłam dosłownie na książce od chemii. Do pomieszczenia, przez okno wpadało
rażące słońce, na które moje oczy od razu zareagowały. Przymrużonymi oczami
spojrzałam na chłopaka. Zapewne wyglądałam jak strach na wróble. Nie pamiętam
nawet czy zmyłam wczorajszy makijaż, ale obstawiam, że nie.
- Wyglądasz
strasznie.
- Wielkie
dzięki. Na pewno każda dziewczyna marzy, aby to usłyszeć. – Nie miałam nawet
siły udawać obrażonej. Wstałam powoli z
fotela i podeszłam do Leona. – Błagam powiedz, że przez naszą szkołę przeszło
tornado i lekcje dzisiaj są odwołane.
- No
niestety muszę cię zmartwić, bo nic takiego się nie stało. – Jęknęłam i
odwróciłam się w stronę szafy w celu wybrania jakichś czystych ubrań.
- Ile mam
czasu? – Spytałam z nadzieją, że zdążę chociaż zjeść śniadanie.
- Pół
godziny, ale musisz mi najpierw powiedzieć co się stało, że wyglądasz jak
chodząca śmierć. – Powiedział i zaśmiał się. No tak dla niego to prze zabawne,
że spałam może godzinę i nieuśnięcie na lekcjach będzie graniczyło z cudem. –
Oglądałaś całą noc jakieś seriale?
- Hahaha.
Bardzo śmieszne. Dla twojej wiadomości uczyłam się. – Zaczęłam powoli zdejmować
swoją bluzkę oraz spodnie. Mimo, iż jestem prawie nie przytomna i w każdej
chwili mogę usnąć to nie zapomniałam o naszej wspólnej grze. Kiedy byłam już w
bieliźnie spojrzałam na Leona. Patrzył się na mnie, a raczej na moje piersi z
pożądaniem. Uśmiechnęłam się lekko, wzięłam w rękę swoje naszykowane wcześniej
ubrania i podeszłam w stronę drzwi przy, których on stał. Zaczęłam wychodzić z
zamiarem pójścia do łazienki i ogarnięcia się do szkoły w przynajmniej małym
stopniu. Jednak, nie było mi dane wyjść z tego pokoju, bo Leon złapał mnie za
rękę i przyciągnął do siebie.
- Pamiętaj,
że ze mną nie jest tak łatwo wygrać. Wybrałaś sobie trudnego przeciwnika. – Po
tych sławach mogłam udać się do wyznaczonego celu.
***
- Ile mam czasu? –
Powiedziałam bardzo szybko zbiegając ze schodów z torbą pełną książek. – Zdążę
coś zjeść?
- Tutaj nie,
bo jeśli nie chcemy się spóźnić musimy już wyjść, ale zrobiłem ci kanapki.
Zjesz w samochodzie. – Powiedział chłopak podając mi pudełko ze śniadaniem.
- Dziękuje
ci. Kochany jesteś. – Przytuliłam się i pobiegłam w stronę auta.
Zapięłam pasy i zaczęłam zajadać się
posiłkiem, patrząc na szatyna, który zamykał właśnie drzwi na klucz. Podszedł
powoli do auta i wsiadł do niego.
-Smakują ci?
– Spytał o mało nie zaczynając się śmiać. Miał jednak ku temu jakiś powód, bo
jadłam te kanapki jak szalona. Jeszcze jakieś dwie minuty i już ich nie będzie.
No, ale co poradzę na to, że ostatnią rzeczą jaką zjadłam był lunch wczoraj w
szkole. Nic dziwnego, że jestem głodna.
- Tak, są
przepyszne. Chyba będziesz mi częściej robił śniadania.
-Oj,
chciałabyś.
- A żebyś
wiedział, że bym chciała.
Podróż
minęła jak zwykle bardzo szybko, a ja nie chciałam wysiadać z tego samochodu za
nic w świecie. Myśl, że czeka mnie dzisiaj milion sprawdzianów i kartkówek
wcale nie pomaga.
- Wysiadasz?
– Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos chłopaka, który otworzył mi drzwi i czekał
na mnie. Niechętnie opuściłam pojazd i
spojrzałam na Leona.
- No to do
zobaczenia. – Powiedziałam zmęczonym głosem i odwróciłam się w stronę budynku
szkoły.
- Ej
zaczekaj. Ta zarwana noc tak cię zmęczyła? Czy chodzi o coś innego?
- Wiesz co
sama nie wiem. Czuję się po prostu taka bezsilna, a nieprzespana nos na pewno nie
pomaga. Czasem mam ochotę wrócić po prostu do domu, do Buenos Aires i udawać,
że wszystko jest ok. Tak jak było do tej pory. – Skończyłam mój wywód i dokładnie
w tej samej chwili usłyszeliśmy dzwonek na lekcję.
-
Porozmawiamy wieczorem, w domu. Okej? A teraz chodźmy na lekcje.- Powiedział
łagodnie. Nie chcę, aby się nade mną litował, ale muszę komuś się wygadać, a on
jest najbliższą mi tutaj osobą. Nie będę teraz o tym myśleć. Muszę się skupić
teraz na szkole.
********************
Tego czegoś co jest na górze w ogóle nie będę komentować, bo to jest kompletna porażka, ale obiecałam rozdział, więc jest. Od razu mówię, że nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny, ale na pewno będzie przynajmniej dwa razy dłuższy. To mogę zagwarantować. Niestety ferie mam jako ostatnia, więc muszę wytrwać jeszcze trzy tygodnie. Nie mam siły, aby cokolwiek jeszcze napisać,więc już się z wami pożegnam.
Kinga:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz